W sali tronowej rozległ się brzęk łańcucha, a potem łomot ciała uderzającego o deski.
- Kara maść! Po trzykroć przeklinam tę hołotę!
Książę Igor zdumiony patrzył na króla podnoszącego się z podłogi. Wasyl Niezłomny otrzepał rajtuzy i lekko szarpnął łańcuchem przypiętym do żelaznej obręczy, którą miał na lewej nodze.
- Co się gapisz? - burknął do syna. - Przysuń ten stół i ławę, chyba widzisz, że ja nie sięgnę. Łańcuch jest za krótki.
- Ale dlaczego...
- Taki krótki? Pozory trzeba zachować. Nikt nie uwierzy, że jestem przykuty do tronu, jak będę mógł chodzić po całej komnacie.
- Ja nie o tym, ojcze. Chciałem zapytać, dlaczego jesteś przykuty?
poniedziałek, 30 listopada 2015
sobota, 14 listopada 2015
Widmo rewolucji
- O żesz k...!
Wasyl Niezłomny od kilku dni budził się z takim okrzykiem. Na początku było tylko "Auć!", ale ból narastał codziennie. Nie mogło być inaczej. Na szczęście siniec na królewskim czole był widoczny tylko po zdjęciu korony.
Władca Gryflandii miał swoje latami pielęgnowane nawyki. Jednym z nich było podrywanie się na równe nogi natychmiast po przebudzeniu. Ten odruch sprawdzał się świetnie w czasach, gdy królestwem rządził zupełnie kto inny, a Wasyl był kryjącym się w lesie banitą, który sypiał na kawałkach dykty. Nie przeszkadzał po przeprowadzce do królewskiego łoża z baldachimem. Ale gdy Wasyl zaczął spać pod łożkiem, stał się utrapieniem.
W efekcie król każdy dzień zaczynał od uderzenia głową o deskę. Ale wracać na posłanie nie zamierzał. W Gryflandii wrzało i nie mógł już ufać nikomu. Nawet strażnikom królewskiego snu, pochodzącym z jego rodzinnych Rybołowów. Nie zamierzał ryzykować, że któryś ze stojących nocą u wezgłowia osiłków przypadkiem wypuści z rąk halabardę.
Wasyl Niezłomny od kilku dni budził się z takim okrzykiem. Na początku było tylko "Auć!", ale ból narastał codziennie. Nie mogło być inaczej. Na szczęście siniec na królewskim czole był widoczny tylko po zdjęciu korony.
Władca Gryflandii miał swoje latami pielęgnowane nawyki. Jednym z nich było podrywanie się na równe nogi natychmiast po przebudzeniu. Ten odruch sprawdzał się świetnie w czasach, gdy królestwem rządził zupełnie kto inny, a Wasyl był kryjącym się w lesie banitą, który sypiał na kawałkach dykty. Nie przeszkadzał po przeprowadzce do królewskiego łoża z baldachimem. Ale gdy Wasyl zaczął spać pod łożkiem, stał się utrapieniem.
W efekcie król każdy dzień zaczynał od uderzenia głową o deskę. Ale wracać na posłanie nie zamierzał. W Gryflandii wrzało i nie mógł już ufać nikomu. Nawet strażnikom królewskiego snu, pochodzącym z jego rodzinnych Rybołowów. Nie zamierzał ryzykować, że któryś ze stojących nocą u wezgłowia osiłków przypadkiem wypuści z rąk halabardę.
wtorek, 27 października 2015
Alfabeta
- Ten zafajdany alfabeta rozwali nam system! - Drugi Wojewoda nawet nie zauważył, że wyrwał sobie sporą kępkę włosów z i tak niezbyt bujnej brody. - Zbiornik na wodę sobie zamontował...
- Chciałeś chyba powiedzieć: analfabeta - Wielki Koniuszy poklepał kolegę po ramieniu. - Spokojna twoja potargana. Przewidziałem to i wprowadziliśmy mechanizmy zabezpieczające.
Drugi Wojewoda milczał. I tylko patrzył. Koniuszy poczuł się nieco mniej pewnie.
- To znaczy Najjaśniejszy Pan przewidział i wprowadził - poprawił się. - Ja tylko te mechanizmy wymyśliłem.
Wojewoda nadal patrzył na niego i milczał.
- Stało się dokładnie tak jak zapowiadał Jego Wysokość - Wielki Koniuszy był już całkiem zbity z tropu. - Plebs płacący daninę od głowy zaczął ukrywać potomstwo i należało wprowadzić opłaty naliczane według liczby wiader wody pobranej z królewskiego akweduktu. Tu zaproponowałem drobną modyfikację: ryczałtowe dziesięć dukatów dla wszystkich i symboliczny grosik dla tych, którzy w ciągu miesiąca zużyją mniej niż dwa wiadra.
- Chciałeś chyba powiedzieć: analfabeta - Wielki Koniuszy poklepał kolegę po ramieniu. - Spokojna twoja potargana. Przewidziałem to i wprowadziliśmy mechanizmy zabezpieczające.
Drugi Wojewoda milczał. I tylko patrzył. Koniuszy poczuł się nieco mniej pewnie.
- To znaczy Najjaśniejszy Pan przewidział i wprowadził - poprawił się. - Ja tylko te mechanizmy wymyśliłem.
Wojewoda nadal patrzył na niego i milczał.
- Stało się dokładnie tak jak zapowiadał Jego Wysokość - Wielki Koniuszy był już całkiem zbity z tropu. - Plebs płacący daninę od głowy zaczął ukrywać potomstwo i należało wprowadzić opłaty naliczane według liczby wiader wody pobranej z królewskiego akweduktu. Tu zaproponowałem drobną modyfikację: ryczałtowe dziesięć dukatów dla wszystkich i symboliczny grosik dla tych, którzy w ciągu miesiąca zużyją mniej niż dwa wiadra.
czwartek, 22 października 2015
Nowa paleta
Strażlatarnik* zatrzymał się przed lampą stojącą przy tylnym wejściu do Zamku i zmrużył oczy. Dawała za dużo światła. Na pewno więcej, niż przewidywały królewskie normy.
Pociągnął z manierki solidny łyk Tytanowej Białej, żeby się upewnić. Tak, latarnia świeciła zbyt mocno. Sięgnął do pokrętła regulacyjnego, aby trochę zmniejszyć płomień, i zamarł. W pobliżu zamkowej furty dostrzegł jakiś ruch. Z zarośli wychynęła postać z twarzą ukrytą pod kapturem i cichutko wśliznęła się do środka przez uchylone na chwilę drzwi.
Spojrzał uważnie na manierkę i potrząsnął nią. Zachlupotało.
- Co oni do tej okowity dodają? - mruknął do siebie. - Słyszałem, że od picia można oślepnąć, ale żeby kolory mylić?
Zegar na zamkowej wieży wybił północ. Strażlatarnik zmniejszył płomień w lampie tak, że równie dobrze mógł ją zgasić, i ruszył dalej.
Tytanowa Biała tym razem była jednak czysta. Płaszcz nocnego gościa naprawdę był pomarańczowy.
Pociągnął z manierki solidny łyk Tytanowej Białej, żeby się upewnić. Tak, latarnia świeciła zbyt mocno. Sięgnął do pokrętła regulacyjnego, aby trochę zmniejszyć płomień, i zamarł. W pobliżu zamkowej furty dostrzegł jakiś ruch. Z zarośli wychynęła postać z twarzą ukrytą pod kapturem i cichutko wśliznęła się do środka przez uchylone na chwilę drzwi.
Spojrzał uważnie na manierkę i potrząsnął nią. Zachlupotało.
- Co oni do tej okowity dodają? - mruknął do siebie. - Słyszałem, że od picia można oślepnąć, ale żeby kolory mylić?
Zegar na zamkowej wieży wybił północ. Strażlatarnik zmniejszył płomień w lampie tak, że równie dobrze mógł ją zgasić, i ruszył dalej.
Tytanowa Biała tym razem była jednak czysta. Płaszcz nocnego gościa naprawdę był pomarańczowy.
poniedziałek, 28 września 2015
Wola ludu
Wasyl Niezłomny wyglądał, jakby miał za chwilę eksplodować.
- Jak śmiesz mi mówić, że skarbiec jest pusty?!?! Że nie ma za co zrobić turnieju na rocznicę koronacji?!
Stojący przed królem Główny Podskarbi gruchnął na kolana.
- Kiedy to prawda, Najjaśniejszy Panie!
Wielki Koniuszy, który wraz z innymi dostojnikami starał się utrzymywać bezpieczną odległość, uznał, że czas się odezwać. Nie po to oczywiście, żeby ratować Podskarbiego. Koniuszy nawet go nie lubił - ale na tle jego bezradności mógł wypaść podwójnie korzystnie.
- Wasza Miłość, mieliśmy niespodziewane wydatki na konkurs piękności. Stąd pustki w skarbcu. Ale mam pomysł, jak temu zaradzić.
Twarz Wasyla ze stanu czerwonego alarmu zeszła na poziom żółty.
- Jak śmiesz mi mówić, że skarbiec jest pusty?!?! Że nie ma za co zrobić turnieju na rocznicę koronacji?!
Stojący przed królem Główny Podskarbi gruchnął na kolana.
- Kiedy to prawda, Najjaśniejszy Panie!
Wielki Koniuszy, który wraz z innymi dostojnikami starał się utrzymywać bezpieczną odległość, uznał, że czas się odezwać. Nie po to oczywiście, żeby ratować Podskarbiego. Koniuszy nawet go nie lubił - ale na tle jego bezradności mógł wypaść podwójnie korzystnie.
- Wasza Miłość, mieliśmy niespodziewane wydatki na konkurs piękności. Stąd pustki w skarbcu. Ale mam pomysł, jak temu zaradzić.
Twarz Wasyla ze stanu czerwonego alarmu zeszła na poziom żółty.
sobota, 22 sierpnia 2015
Lustereczko
- No i musimy zorganizować te wybory miss. Duszesa chce mieć glejt.
Prezydent rzucił na ławę lekko przerdzewiałe rękawice i zdjął szyszak. Z pióropusza sypnął się kurz.
- Wybaczcie mi ten strój, jadę prosto z lekcji fechtunku. Trenowałem z Oszczędnym Rycerzem - wyjaśnił. - Karczmarzu, piwa!
- Aaa, to dlatego jesteś taki zdyszany - Wielki Koniuszy uśmiechnął się ze zrozumieniem.
- Ano. Ten łajza nogi ma dobre, musiałem go gonić ze trzy wiorsty. Ale dzięki temu mam nagrodę dla Najpiękniejszej Gryfinki.
Prezydent wydobył zza pazuchy jakieś zawiniątko, odwinął szmatkę i położył na stole lusterko w ramce ozdobionej różową perłą.
- To prawdziwa? - zainteresował się Wiceprezydent.
- Chińska. Nieważne, nie o to chodzi. To magiczne lusterko. Trzeba wymówić zaklęcie i nacisnąć perłę.
- Abrakadabra - powiedział Wiceprezydent. Z pewnym wahaniem wyciągnął palec i nacisnął.
- To ty, Pani, jesteś najpiękniejsza na świecie - zaskrzeczało lusterko.
Prezydent rzucił na ławę lekko przerdzewiałe rękawice i zdjął szyszak. Z pióropusza sypnął się kurz.
- Wybaczcie mi ten strój, jadę prosto z lekcji fechtunku. Trenowałem z Oszczędnym Rycerzem - wyjaśnił. - Karczmarzu, piwa!
- Aaa, to dlatego jesteś taki zdyszany - Wielki Koniuszy uśmiechnął się ze zrozumieniem.
- Ano. Ten łajza nogi ma dobre, musiałem go gonić ze trzy wiorsty. Ale dzięki temu mam nagrodę dla Najpiękniejszej Gryfinki.
Prezydent wydobył zza pazuchy jakieś zawiniątko, odwinął szmatkę i położył na stole lusterko w ramce ozdobionej różową perłą.
- To prawdziwa? - zainteresował się Wiceprezydent.
- Chińska. Nieważne, nie o to chodzi. To magiczne lusterko. Trzeba wymówić zaklęcie i nacisnąć perłę.
- Abrakadabra - powiedział Wiceprezydent. Z pewnym wahaniem wyciągnął palec i nacisnął.
- To ty, Pani, jesteś najpiękniejsza na świecie - zaskrzeczało lusterko.
poniedziałek, 13 lipca 2015
Miss na lata
Kiedy za ostatnim kronikarzem zamknęły się drzwi komnaty reprezentacyjnej, z twarzy Duszesy zniknął wyćwiczony uśmiech.
- Mam tego dość - rzuciła. - Musimy poważnie porozmawiać. Ale nie tutaj.
Prezydent zbladł, Wiceprezydent poluzował kołnierzyk. „Nie tutaj” oznaczało Komnatę Sekretów, specjalne pomieszczenie w Pałacu Unii, przeznaczone do rozmów, których treść nie mogła dotrzeć do niepowołanych uszu. Czasem jednak docierała, co dodatkowo podważało (i tak wątłe) wzajemne zaufanie koalicjantów.
Duszesa była oczywiście poza podejrzeniem - w jej winę lud by nie uwierzył nawet gdyby stanęła na rynku i zaczęła głośno relacjonować przebieg tajnej rozmowy. W efekcie po każdej wizycie w Komnacie Sekretów obaj panowie musieli kombinować, jak zwalić na drugiego winę za przeciek. Tak na wszelki wypadek.
- Mam tego dość - rzuciła. - Musimy poważnie porozmawiać. Ale nie tutaj.
Prezydent zbladł, Wiceprezydent poluzował kołnierzyk. „Nie tutaj” oznaczało Komnatę Sekretów, specjalne pomieszczenie w Pałacu Unii, przeznaczone do rozmów, których treść nie mogła dotrzeć do niepowołanych uszu. Czasem jednak docierała, co dodatkowo podważało (i tak wątłe) wzajemne zaufanie koalicjantów.
Duszesa była oczywiście poza podejrzeniem - w jej winę lud by nie uwierzył nawet gdyby stanęła na rynku i zaczęła głośno relacjonować przebieg tajnej rozmowy. W efekcie po każdej wizycie w Komnacie Sekretów obaj panowie musieli kombinować, jak zwalić na drugiego winę za przeciek. Tak na wszelki wypadek.
niedziela, 21 czerwca 2015
Superprewencja
Sala posiedzeń Rady Unii nie pękała w szwach. Można nawet powiedzieć, że było w niej raczej pustawo. Odkąd Drużyna Duszesy przestała stawiać się na zebraniach w pełnym składzie, wolnych miejsc było więcej niż zajętych. Usunięcie kilku ław tylko trochę poprawiło ten obraz.
Prezydent dotychczas nie martwił się tym zbytnio. Teraz jednak miał do odtrąbienia sukces i brakowało mu gwarantowanego aplauzu. Najbardziej tęsknił za widokiem wielkich oczu Amazonki Wojasi, wyrażających bezmyślny zachwyt po każdej wypowiedzi Duszesy lub któregoś z jej kolegów.
- Moi państwo, powołany przeze mnie osiem miesięcy temu Zespół Bezpiecznych Traktów zinwentaryzował miejsca, w których dochodzi do potrąceń pospólstwa przez karoce - zaczął. - W ten sposób mamy je wszystkie policzone.
- Wszystkie osiem? - życzliwie zainteresował się Wielki Łowczy. - Nie ma to jak praca zespołowa.
Prezydent dotychczas nie martwił się tym zbytnio. Teraz jednak miał do odtrąbienia sukces i brakowało mu gwarantowanego aplauzu. Najbardziej tęsknił za widokiem wielkich oczu Amazonki Wojasi, wyrażających bezmyślny zachwyt po każdej wypowiedzi Duszesy lub któregoś z jej kolegów.
- Moi państwo, powołany przeze mnie osiem miesięcy temu Zespół Bezpiecznych Traktów zinwentaryzował miejsca, w których dochodzi do potrąceń pospólstwa przez karoce - zaczął. - W ten sposób mamy je wszystkie policzone.
- Wszystkie osiem? - życzliwie zainteresował się Wielki Łowczy. - Nie ma to jak praca zespołowa.
środa, 3 czerwca 2015
Gniew ludu
Był późny czwartkowy wieczór. Przewodniczący siedział właśnie przy skromnej kolacji. Kończył obgryzać czwarte żabie udko, gdy ktoś zapukał do drzwi jego dwunastoizbowej chatynki przytulonej do południowej ściany Zamku.
„Ki diabeł?” - pomyślał. - „Kogo licho niesie o tej porze w środku tygodnia?”
Otworzył drzwi i zamarł, po czym zrobił błyskawiczny rachunek sumienia. W progu stała Drużynowa. W ręce trzymała jakiś pergamin.
- To nie to, co myślisz - uśmiechnęła się słodko i podała mu dokument. - To jest oświadczenie Drużyny w sprawie niegodnego zachowania radnej od Pomarańczowych. Ma być odczytane na najbliższym zgromadzeniu.
- Ma być odczytane??? - żachnął się Przewodniczący. - Co to ma znaczyć? Czy to było z kimś konsultowane?
Drużynowa już się nie uśmiechała.
- Oczywiście. Tak jak zwykle.
- I pewnie z tym samym Tajemniczym Konsultantem, którego tożsamości nie ujawnicie?
- Tak. To Dobry Duch Akademii. Spotykam go zawsze przypadkiem po zbiórce Drużyny. Jego polecenia są bezcenne. To znaczy sugestie. Dobranoc.
„Ki diabeł?” - pomyślał. - „Kogo licho niesie o tej porze w środku tygodnia?”
Otworzył drzwi i zamarł, po czym zrobił błyskawiczny rachunek sumienia. W progu stała Drużynowa. W ręce trzymała jakiś pergamin.
- To nie to, co myślisz - uśmiechnęła się słodko i podała mu dokument. - To jest oświadczenie Drużyny w sprawie niegodnego zachowania radnej od Pomarańczowych. Ma być odczytane na najbliższym zgromadzeniu.
- Ma być odczytane??? - żachnął się Przewodniczący. - Co to ma znaczyć? Czy to było z kimś konsultowane?
Drużynowa już się nie uśmiechała.
- Oczywiście. Tak jak zwykle.
- I pewnie z tym samym Tajemniczym Konsultantem, którego tożsamości nie ujawnicie?
- Tak. To Dobry Duch Akademii. Spotykam go zawsze przypadkiem po zbiórce Drużyny. Jego polecenia są bezcenne. To znaczy sugestie. Dobranoc.
niedziela, 24 maja 2015
Kontrola totalna
- Też będę miał swój komiks! - wściekły Wasyl cisnął o ścianę czytaną przed chwilą gazetą. Efekt był mało widowiskowy. Pergamin nie doleciał do celu. Opadł na podłogę trzy kroki dalej, a na dodatek wylądował tak, że z obrazka na wierzchu do króla uśmiechała się lekko pucołowata twarz Wiceprezydenta.
Wielki Koniuszy skulił się na stołku. Z porannych wezwań przed oblicze Wasyla Niezłomnego nigdy nic dobrego nie wynikało. W najlepszym razie kończyło się dodatkową robotą, oczywiście wykonywaną społecznie na ochotnika.
- Wasza Wysokość jak zwykle ma rację - włożył w te słowa całe przekonanie, na jakie go było stać. - Może jednak warto ten pomysł rozważyć dokładniej? Stronnictwo Zielonych i tak kontroluje wszystkie komiksy wydawane w Gryflandii...
- Ten też? - król wskazał na pergamin z wyszczerzonym w uśmiechu Wiceprezydentem.
- No ten to nie - Koniuszy lekko się stropił. - Ale Najjaśniejszy Pan sam powiedział, żeby temu czopkowi ani dukata więcej nie dawać.
Wielki Koniuszy skulił się na stołku. Z porannych wezwań przed oblicze Wasyla Niezłomnego nigdy nic dobrego nie wynikało. W najlepszym razie kończyło się dodatkową robotą, oczywiście wykonywaną społecznie na ochotnika.
- Wasza Wysokość jak zwykle ma rację - włożył w te słowa całe przekonanie, na jakie go było stać. - Może jednak warto ten pomysł rozważyć dokładniej? Stronnictwo Zielonych i tak kontroluje wszystkie komiksy wydawane w Gryflandii...
- Ten też? - król wskazał na pergamin z wyszczerzonym w uśmiechu Wiceprezydentem.
- No ten to nie - Koniuszy lekko się stropił. - Ale Najjaśniejszy Pan sam powiedział, żeby temu czopkowi ani dukata więcej nie dawać.
niedziela, 17 maja 2015
Uczciwe wybory
- Panowie, mamy ważne zadanie - kulturalnie zagaił Prezydent.
Napotkał słodkie spojrzenie Duszesy i poprawił się natychmiast.
- Panie i panowie, oczywiście.
To nie było łatwe: pamiętać o dwóch rzeczach naraz. Prezydentowi łatwiej przychodziło unikanie stosowania w oficjalnych wypowiedziach wyrażeń powszechnie uznawanych za obelżywe. Pamiętanie o parytetach było trudniejsze, zwłaszcza że Zieloni nie przywykli do kobiet, które w Stronnictwie mają do powiedzenia więcej niż „podano do stołu”.
- Musimy się zatroszczyć o to, żeby nasza Unia była znana nie tylko w Królestwie, ale i w obu Cesarstwach - kontynuował. - Nie możemy być miejscem, o którym nikt nie słyszał, a jeśli już, to zna nas z opowieści o tym, jak strzygi ludziom dzieci zamieniają. Nawet jeśli to prawda.
- To przecież oczywiste, że o promocję trzeba dbać - słowa Duszesy zabrzmiały lekko karcąco. - W Akademii nigdy nie mieliśmy z tym problemów, przynajmniej dopóki nikt nas z wydatków nie rozliczał.
Napotkał słodkie spojrzenie Duszesy i poprawił się natychmiast.
- Panie i panowie, oczywiście.
To nie było łatwe: pamiętać o dwóch rzeczach naraz. Prezydentowi łatwiej przychodziło unikanie stosowania w oficjalnych wypowiedziach wyrażeń powszechnie uznawanych za obelżywe. Pamiętanie o parytetach było trudniejsze, zwłaszcza że Zieloni nie przywykli do kobiet, które w Stronnictwie mają do powiedzenia więcej niż „podano do stołu”.
- Musimy się zatroszczyć o to, żeby nasza Unia była znana nie tylko w Królestwie, ale i w obu Cesarstwach - kontynuował. - Nie możemy być miejscem, o którym nikt nie słyszał, a jeśli już, to zna nas z opowieści o tym, jak strzygi ludziom dzieci zamieniają. Nawet jeśli to prawda.
- To przecież oczywiste, że o promocję trzeba dbać - słowa Duszesy zabrzmiały lekko karcąco. - W Akademii nigdy nie mieliśmy z tym problemów, przynajmniej dopóki nikt nas z wydatków nie rozliczał.
niedziela, 10 maja 2015
Niebieskosprawni
Wasyl Niezłomny dawno nie czuł się tak dobrze. Można powiedzieć, że był niemal w euforii. A nawet całkiem.
Przeciągnął się w fotelu tronowym i pogrzebał w pamięci. Tak, ostatni raz był w podobnym nastroju, gdy psy pomagały opuścić Zamek byłemu Drugiemu Wojewodzie. I gdy przywódca sfory przyniósł mu w pysku fragment jego niebieskich portek.
Zapowiadał się dobry dzień, dzień grania na nosie nielubianym osobnikom. A na obiad powinna być darmowa pomidorowa.
Król klasnął w dłonie. Wielki Koniuszy poderwał się z taboretu i stanął na baczność.
- Słucham posłusznie, Najjaśniejszy Panie.
- Idę na spacer do dzielnicy Niebieskich. Przygotuj lektykę. Tę w wersji daninowej.
- Ale przecież ta dzielnica jest bezpieczna, Niebiescy to nasi koalicjanci - zdziwił się siedzący jak zwykle przy stole książę Igor.
- Nie nadużywaj wielkich słów, synu. To w najlepszym razie nasi niebieskosprawni pomocnicy. Wyjaśnię ci wszystko przy kolacji. Koniuszku, też zapraszam. Czuj się zaszczycony.
Przeciągnął się w fotelu tronowym i pogrzebał w pamięci. Tak, ostatni raz był w podobnym nastroju, gdy psy pomagały opuścić Zamek byłemu Drugiemu Wojewodzie. I gdy przywódca sfory przyniósł mu w pysku fragment jego niebieskich portek.
Zapowiadał się dobry dzień, dzień grania na nosie nielubianym osobnikom. A na obiad powinna być darmowa pomidorowa.
Król klasnął w dłonie. Wielki Koniuszy poderwał się z taboretu i stanął na baczność.
- Słucham posłusznie, Najjaśniejszy Panie.
- Idę na spacer do dzielnicy Niebieskich. Przygotuj lektykę. Tę w wersji daninowej.
- Ale przecież ta dzielnica jest bezpieczna, Niebiescy to nasi koalicjanci - zdziwił się siedzący jak zwykle przy stole książę Igor.
- Nie nadużywaj wielkich słów, synu. To w najlepszym razie nasi niebieskosprawni pomocnicy. Wyjaśnię ci wszystko przy kolacji. Koniuszku, też zapraszam. Czuj się zaszczycony.
niedziela, 3 maja 2015
Chwyt monopolowy
Wasyl Niezłomny siódmy raz okrążał salę tronową. Wiedział, że ma coś ważnego do zrobienia, ale nie mógł sobie przypomnieć, o co chodziło. Ostatnio zdarzało mu się to coraz częściej.
- Muszę w końcu zacząć zapisywać swoje złote pomysły - mruknął pod nosem.
Zatrzymał się przy tronie i otworzył drzwiczki umieszczone po tylnej stronie siedziska. Wydobył pucharek i butelkę z górskiego kryształu. Już miał nalać, gdy w oko wpadł mu napis na etykiecie: „Cesarski Monopol Okowitowy”. Odstawił wszystko z powrotem do schowka i zamknął drzwiczki.
- Strażnik! Wezwać mi tu Sekretarza! - zawołał. - Wróć! Nie Sekretarza, tylko Drugiego Wojewodę!
Poprawił się, bo ogłupiała mina gwardzisty uświadomiła mu, że Sekretarza od elekcji już nie ma. Jednak tłumaczyć pomyłki nie zamierzał. Kto jak kto, ale król zawsze może zmienić zdanie.
- Muszę w końcu zacząć zapisywać swoje złote pomysły - mruknął pod nosem.
Zatrzymał się przy tronie i otworzył drzwiczki umieszczone po tylnej stronie siedziska. Wydobył pucharek i butelkę z górskiego kryształu. Już miał nalać, gdy w oko wpadł mu napis na etykiecie: „Cesarski Monopol Okowitowy”. Odstawił wszystko z powrotem do schowka i zamknął drzwiczki.
- Strażnik! Wezwać mi tu Sekretarza! - zawołał. - Wróć! Nie Sekretarza, tylko Drugiego Wojewodę!
Poprawił się, bo ogłupiała mina gwardzisty uświadomiła mu, że Sekretarza od elekcji już nie ma. Jednak tłumaczyć pomyłki nie zamierzał. Kto jak kto, ale król zawsze może zmienić zdanie.
niedziela, 26 kwietnia 2015
Prawda interesu
- No no, wy w tej Unii macie całkiem niezłe pomysły - Wasyl Niezłomny klepnął się po udach z radości. - Ale zacznijmy od pilniejszej sprawy. Trzeba coś zrobić z tym leśnym komiksiarzem, co swoje wypociny w dostępnych dla wszystkich miejscach rozwiesza. Gwardziści nie nadążają ze zrywaniem ich przez nieznanych sprawców.
- A drużyna Duszesy nie może tradycyjnie tego załatwić? - zainteresował się Wiceprezydent.
Zebrania Kapituły Zielonych miały dosyć luźną formułę. Ale nie aż tak, aby mówić wszystko o wszystkim. Król spojrzał więc na siedzącą przy drugim końcu stołu Duszesę. Ta lekko skinęła głową.
- Nie może - odpowiedział. - Drużyna Duszesy jest ostatnio w lekkiej rozsypce. Coś im się tam z rachunkami nie zgodziło. Pod ręką został tylko Oszczędny Rycerz, ale on też ma kłopoty. Przyoszczędził na oleju i zawiasy w przyłbicy mu się zatarły.
- A drużyna Duszesy nie może tradycyjnie tego załatwić? - zainteresował się Wiceprezydent.
Zebrania Kapituły Zielonych miały dosyć luźną formułę. Ale nie aż tak, aby mówić wszystko o wszystkim. Król spojrzał więc na siedzącą przy drugim końcu stołu Duszesę. Ta lekko skinęła głową.
- Nie może - odpowiedział. - Drużyna Duszesy jest ostatnio w lekkiej rozsypce. Coś im się tam z rachunkami nie zgodziło. Pod ręką został tylko Oszczędny Rycerz, ale on też ma kłopoty. Przyoszczędził na oleju i zawiasy w przyłbicy mu się zatarły.
niedziela, 19 kwietnia 2015
Koszty na prawo
- Jak tak dalej pójdzie, to się będą z nas śmiali w całym cesarstwie - perorował Wielki Koniuszy. - Pół roku od elekcji nie minęło, a my już dwóch rajców straciliśmy. Niedługo będą nas nazywać „Zielony Kołowrotek”!
- Nie desperuj, Koniuszku - łagodnie zwróciła mu uwagę Duszesa. - Na wasze szczęście macie mnie.
Wielki Koniuszy nie wyglądał na szczęśliwego. Pozostali też nie. Prezydent nerwowo bębnił palcami o blat, Przewodniczący siedział nieruchomo ze wzrokiem wbitym w dno cynowego kufla, a Pierwszy Wojewoda próbował zamieszać polewkę nożem. Nawet Wiceprezydent stracił gdzieś swój tradycyjny uśmiech.
Zespół Wizerunkowy tym razem zebrał się w poszerzonym składzie w karczmie „Pod Trębaczem”. Chodziło bowiem o to, żeby Wasyl Niezłomny poznał tylko wyniki rozmów, a nie ich treść.
Oczywiście sala została wcześniej dokładnie przeszukana. Członkowie Zespołu szczególnie uważnie wypatrywali nietoperzy. Paskudy były wprawdzie ślepe, ale każdy wiedział, że słuch mają doskonały. A poza tym z zagranicy napływały doniesienia o uwieńczonych sukcesem próbach podczepiania pod nie gnomów rejestrujących.
- Nie desperuj, Koniuszku - łagodnie zwróciła mu uwagę Duszesa. - Na wasze szczęście macie mnie.
Wielki Koniuszy nie wyglądał na szczęśliwego. Pozostali też nie. Prezydent nerwowo bębnił palcami o blat, Przewodniczący siedział nieruchomo ze wzrokiem wbitym w dno cynowego kufla, a Pierwszy Wojewoda próbował zamieszać polewkę nożem. Nawet Wiceprezydent stracił gdzieś swój tradycyjny uśmiech.
Zespół Wizerunkowy tym razem zebrał się w poszerzonym składzie w karczmie „Pod Trębaczem”. Chodziło bowiem o to, żeby Wasyl Niezłomny poznał tylko wyniki rozmów, a nie ich treść.
Oczywiście sala została wcześniej dokładnie przeszukana. Członkowie Zespołu szczególnie uważnie wypatrywali nietoperzy. Paskudy były wprawdzie ślepe, ale każdy wiedział, że słuch mają doskonały. A poza tym z zagranicy napływały doniesienia o uwieńczonych sukcesem próbach podczepiania pod nie gnomów rejestrujących.
niedziela, 12 kwietnia 2015
Czas igrzysk
- Szlag mnie trafi! - Wasyl Niezłomny ze złością rzucił pucharem o ścianę. Aluminiowy* pocisk przeleciał tuż koło głowy księcia Igora, który schował ją w ramiona jeszcze głębiej.
- A może zrobimy zrzutkę w stronnictwie? - zaproponował nieśmiało. - Nie powinno wyjść więcej niż 150 dukatów na głowę...
- Synu, znajdź sobie jakiś duży kamień i zamień się z nim na rozum. Zrobisz dobry interes.
Chóralny rechot wielmożów przypomniał królowi, że nie są w komnacie sami.
- A wy co? Chcecie dać sakiewki za kolegę?
Śmiechy umilkły natychmiast. Duszesa wyraźnie zbladła, Wielki Koniuszy poczerwieniał. Przewodniczący nie zmienił koloru, ale ręce zaczęły mu lekko drżeć.
- A może zrobimy zrzutkę w stronnictwie? - zaproponował nieśmiało. - Nie powinno wyjść więcej niż 150 dukatów na głowę...
- Synu, znajdź sobie jakiś duży kamień i zamień się z nim na rozum. Zrobisz dobry interes.
Chóralny rechot wielmożów przypomniał królowi, że nie są w komnacie sami.
- A wy co? Chcecie dać sakiewki za kolegę?
Śmiechy umilkły natychmiast. Duszesa wyraźnie zbladła, Wielki Koniuszy poczerwieniał. Przewodniczący nie zmienił koloru, ale ręce zaczęły mu lekko drżeć.
niedziela, 29 marca 2015
Inna percepcja
Wasyl Niezłomny tym razem przydzielił sobie rolę widza. To bywało zabawne, zwłaszcza gdy problem dotyczył kogoś innego. A teraz tak właśnie było. Na dodatek kłopot mieli Zieloni z Unii i ich niebiescy koalicjanci - a Wasyl wciąż nie mógł się zdecydować, czy to są koledzy, czy rywale.
Oczywiście jako widz miał pełne prawo zabierania głosu. I nie wymagało to uzyskania pozwolenia Przewodniczącego. Aż tak daleko król się w przyznawaniu przywilejów nie posuwał.
- Ta sprawa nie będzie wyglądała dobrze - przemówił Wiceprezydent. - Nie dość, że skarga śmieszna, to jeszcze złożył ją krewny Duszesy.
- To są wredne pomówienia - syknęła Duszesa. - Nie żaden krewny, tylko powinowaty. Poza tym każdy poddany ma prawo złożyć skargę. Szwagier też.
- To prawda - zgodził się Przewodniczący. - A prawo musi być jednakowe dla wszystkich, przynajmniej oficjalnie. Dlatego Komisja Inkwizycyjna sprawę zbadała z pełną starannością i orzekła, że poprzednia Wiceprezydent jest winna. I taką ocenę przedstawię na najbliższym posiedzeniu Rady Unii. Procedur trzeba przestrzegać.
Oczywiście jako widz miał pełne prawo zabierania głosu. I nie wymagało to uzyskania pozwolenia Przewodniczącego. Aż tak daleko król się w przyznawaniu przywilejów nie posuwał.
- Ta sprawa nie będzie wyglądała dobrze - przemówił Wiceprezydent. - Nie dość, że skarga śmieszna, to jeszcze złożył ją krewny Duszesy.
- To są wredne pomówienia - syknęła Duszesa. - Nie żaden krewny, tylko powinowaty. Poza tym każdy poddany ma prawo złożyć skargę. Szwagier też.
- To prawda - zgodził się Przewodniczący. - A prawo musi być jednakowe dla wszystkich, przynajmniej oficjalnie. Dlatego Komisja Inkwizycyjna sprawę zbadała z pełną starannością i orzekła, że poprzednia Wiceprezydent jest winna. I taką ocenę przedstawię na najbliższym posiedzeniu Rady Unii. Procedur trzeba przestrzegać.
niedziela, 22 marca 2015
Paragraf zero
- Jes, jes, jes - Wasyl nie wiedział, co to znaczy, ale wiedział, że pasuje do sytuacji. - Nareszcie mam pretekst, żeby wywalić z Zamku tego wielbiciela zrujnowanych szop.
- A bez pretekstu nie mogłeś? - zainteresował się książę Igor.
- No nie bardzo. Po pierwsze ten ork* wykonuje rozkazy Cesarza i zaznacza na mapach położenie różnych ruin. Po drugie, ważniejsze: jak go wywalę bez wyraźnego powodu, to inni słudzy nie będą wiedzieli, czego się po mnie spodziewać. I zaczną się podlizywać na wyścigi. A to jest straszne.
Igorowi nie było trzeba tego tłumaczyć. Książę dobrze wiedział, o czym mowa. Widział to już pięć razy, po każdej wygranej przez Wasyla elekcji. Mniej więcej przez miesiąc zamkowi słudzy jeden przez drugiego starali się przekonać króla o swojej wierności i oddaniu. Pisali wiersze na jego cześć lub rysowali pochlebne portrety, które później przypadkiem gubili przy drzwiach do sali tronowej. Niektórzy potrafili na dachu swojej chałupy namalować „Niech żyje król!” albo powiesic na płocie płachtę z hasłem „Lud Gryflandii kocha Wasyla Niezłomnego”.
- A bez pretekstu nie mogłeś? - zainteresował się książę Igor.
- No nie bardzo. Po pierwsze ten ork* wykonuje rozkazy Cesarza i zaznacza na mapach położenie różnych ruin. Po drugie, ważniejsze: jak go wywalę bez wyraźnego powodu, to inni słudzy nie będą wiedzieli, czego się po mnie spodziewać. I zaczną się podlizywać na wyścigi. A to jest straszne.
Igorowi nie było trzeba tego tłumaczyć. Książę dobrze wiedział, o czym mowa. Widział to już pięć razy, po każdej wygranej przez Wasyla elekcji. Mniej więcej przez miesiąc zamkowi słudzy jeden przez drugiego starali się przekonać króla o swojej wierności i oddaniu. Pisali wiersze na jego cześć lub rysowali pochlebne portrety, które później przypadkiem gubili przy drzwiach do sali tronowej. Niektórzy potrafili na dachu swojej chałupy namalować „Niech żyje król!” albo powiesic na płocie płachtę z hasłem „Lud Gryflandii kocha Wasyla Niezłomnego”.
niedziela, 15 marca 2015
Remanent
- To już postanowione - Wasyl popatrzył na zebranych. - Drugim Wojewodą mianowałem wieloletniego członka Stronnictwa Zielonych, który zasłużył się między innymi w kierowaniu Wyspą Rzemiosła. Oczywiście kiedy jeszcze istniała.
Sala tronowa zmieniła się tego dnia w salę obrad. Słudzy wynieśli wielki stół, a zamiast niego ustawili kilka rzędów ław. Zajęli je Zieloni - według pozycji w stronnictwie. Za klęcznikiem zaadaptowanym na mównicę stał Wasyl Niezłomny. Pełnił jednocześnie rolę głównego mówcy i prowadzącego zebranie.
- Ale przecież Wyspa Rzemiosła to była kompletna porażka! - odezwał się ktoś z tylnych rzędów.
Król spojrzał w jego kierunku, ale nie zdołał wyłowić autora wypowiedzi. Postanowił odłożyć to na później.
- Idea była słuszna - rzucił. - Kto mógł przewidzieć, że cesarz nie da złota na budowę mostu? A kierowanie Wyspą w takich warunkach wymagało nie lada umiejętności i wielkiego poświęcenia.
Sala tronowa zmieniła się tego dnia w salę obrad. Słudzy wynieśli wielki stół, a zamiast niego ustawili kilka rzędów ław. Zajęli je Zieloni - według pozycji w stronnictwie. Za klęcznikiem zaadaptowanym na mównicę stał Wasyl Niezłomny. Pełnił jednocześnie rolę głównego mówcy i prowadzącego zebranie.
- Ale przecież Wyspa Rzemiosła to była kompletna porażka! - odezwał się ktoś z tylnych rzędów.
Król spojrzał w jego kierunku, ale nie zdołał wyłowić autora wypowiedzi. Postanowił odłożyć to na później.
- Idea była słuszna - rzucił. - Kto mógł przewidzieć, że cesarz nie da złota na budowę mostu? A kierowanie Wyspą w takich warunkach wymagało nie lada umiejętności i wielkiego poświęcenia.
niedziela, 8 marca 2015
Lekcja dodawania
Wasyl Niezłomny stał na murach i patrzył. To było jedno z jego ulubionych zajęć. A przy tym też jedno z najważniejszych. Wszak mędrcy od lat powtarzali, że pańskie oko krowy tuczy. Dlatego Wasyl codziennie rano (co dla zegarowych purystów oznaczało „około południa”) omiatał królewskim wzrokiem wszystkie zielone obory.
Skrzętnie omijał natomiast te ze ścianami pomalowanymi na pomarańczowo. Na niebieskie spoglądał dwa razy w tygodniu - i dodatkowo wtedy, gdy miał dobry humor. Dziś nie miał.
Królewskie samopoczucie psuła podjęta nieopatrznie decyzja. A dokładniej - konieczność jej zrealizowania.
- Muszę się w końcu nauczyć używania takich słów jak „być może”, „prawdopodobnie” czy „z pewnością” - mruknął do siebie. - Ludzie i tak ich nie zauważają, a w razie czego można się z obietnic wyłgać z honorem.
Skrzętnie omijał natomiast te ze ścianami pomalowanymi na pomarańczowo. Na niebieskie spoglądał dwa razy w tygodniu - i dodatkowo wtedy, gdy miał dobry humor. Dziś nie miał.
Królewskie samopoczucie psuła podjęta nieopatrznie decyzja. A dokładniej - konieczność jej zrealizowania.
- Muszę się w końcu nauczyć używania takich słów jak „być może”, „prawdopodobnie” czy „z pewnością” - mruknął do siebie. - Ludzie i tak ich nie zauważają, a w razie czego można się z obietnic wyłgać z honorem.
poniedziałek, 2 marca 2015
Czas nagrody
Wasyl Niezłomny dawno nie czuł się tak dobrze jak dzisiaj. Kolejny raz pokazał, że w Gryflandii tak naprawdę nikt nie może się z nim równać. Nawet gdyby przez chwilę wyglądało, że jest inaczej.
- Król jest tylko jeden - mruknął do siebie.
Siedzący naprzeciw książę Igor zakrztusił się maślanką.
- Ojcze, ta trucizna, którą zamówiłem...
- Cicho, ja nie o tym - przerwał mu Wasyl. - Ale skoro już zacząłeś, to czy naprawdę sądzisz, że któryś alchemik sprzeda ci coś i ja się o tym nie dowiem zanim zdołasz dotrzeć do zamkowej kuchni?
Wyraz twarzy księcia świadczył o tym, że Igor miał taką nadzieję. I że ona właśnie prysła.
- Król jest tylko jeden - mruknął do siebie.
Siedzący naprzeciw książę Igor zakrztusił się maślanką.
- Ojcze, ta trucizna, którą zamówiłem...
- Cicho, ja nie o tym - przerwał mu Wasyl. - Ale skoro już zacząłeś, to czy naprawdę sądzisz, że któryś alchemik sprzeda ci coś i ja się o tym nie dowiem zanim zdołasz dotrzeć do zamkowej kuchni?
Wyraz twarzy księcia świadczył o tym, że Igor miał taką nadzieję. I że ona właśnie prysła.
niedziela, 22 lutego 2015
Fakt komiksowy
- Dlaczego o mnie nie piszą w ten sposób? - wściekły Wasyl rzucił na stół komiks z wizerunkiem Duszesy na pierwszej stronie. - Baba robi defenestracje w Akademii, a ci to pokazują tak, jakby rozdawała nagrody!
- Ta defenestracja ma coś wspólnego z kastracją? - zainteresował się książę Igor. Wiedział, że na rozpoczęcie kolacji na razie nie ma co liczyć.
- To twoje zastępcze wykształcenie mnie kiedyś wykończy - król trochę się uspokoił. Na znanym gruncie czuł się pewniej. - Nie, nie ma. Chodziło mi o to, że Duszesa każe ludzi przez okna wyrzucać. Słownik sobie kup i sprawdzaj słowa, których nie rozumiesz.
Król wprawdzie sam nie był pewien, czy właściwie użył wyrażenia, które zostało mu w pamięci po jakiejś zagranicznej wyprawie, ale wiedział, że książę na pewno tego nie wie. A słownik wyrazów obcych miał w sypialni.
- „Chciałabym, żebyśmy trzymali się faktów - tłumaczy Jaśnie Wielmożna Duszesa” - przeczytał Igor. - „Nikt nikogo przez okno nie wyrzuca. Sami skaczą.”
- Ta defenestracja ma coś wspólnego z kastracją? - zainteresował się książę Igor. Wiedział, że na rozpoczęcie kolacji na razie nie ma co liczyć.
- To twoje zastępcze wykształcenie mnie kiedyś wykończy - król trochę się uspokoił. Na znanym gruncie czuł się pewniej. - Nie, nie ma. Chodziło mi o to, że Duszesa każe ludzi przez okna wyrzucać. Słownik sobie kup i sprawdzaj słowa, których nie rozumiesz.
Król wprawdzie sam nie był pewien, czy właściwie użył wyrażenia, które zostało mu w pamięci po jakiejś zagranicznej wyprawie, ale wiedział, że książę na pewno tego nie wie. A słownik wyrazów obcych miał w sypialni.
- „Chciałabym, żebyśmy trzymali się faktów - tłumaczy Jaśnie Wielmożna Duszesa” - przeczytał Igor. - „Nikt nikogo przez okno nie wyrzuca. Sami skaczą.”
niedziela, 15 lutego 2015
Trzecia strona medalu
- Słyszę ciszę - Wiceprezydent spojrzał z wyrzutem w sine twarze kolegów. - A mieliśmy ustalić, co robimy!
W głównej kwaterze Niebieskich nikt nie wyglądał dobrze. Nie z powodu zbiorowego zatrucia pokarmowego czy innej epidemii. I nie wskutek nadużywania gryflandzkiej okowity - chociaż byli i tacy, którzy właśnie w ten sposób okazywali swoją miłość do ojczyzny.
Przyczyną był wystrój organizacyjny. W komnacie dominowały różne odcienie niebieskiego, od błękitu po ciemnogranatowy. Nawet pochodnie były osłonięte barwionym szkłem. Nieliczne czerwone i białe elementy nie były w stanie zmienić dominanty. W efekcie każdy z przebywających w pomieszczeniu wyglądał jak klient królewskiej kostnicy.
- Trzeba było kogoś wystawić, teraz nie mielibyśmy problemu - odezwał się Dowódca Sekcji. - Od początku to mówiłem. A teraz królewscy kronikarze już rozpowiadają, że nie szanujemy elektorów z Rybołowów.
W głównej kwaterze Niebieskich nikt nie wyglądał dobrze. Nie z powodu zbiorowego zatrucia pokarmowego czy innej epidemii. I nie wskutek nadużywania gryflandzkiej okowity - chociaż byli i tacy, którzy właśnie w ten sposób okazywali swoją miłość do ojczyzny.
Przyczyną był wystrój organizacyjny. W komnacie dominowały różne odcienie niebieskiego, od błękitu po ciemnogranatowy. Nawet pochodnie były osłonięte barwionym szkłem. Nieliczne czerwone i białe elementy nie były w stanie zmienić dominanty. W efekcie każdy z przebywających w pomieszczeniu wyglądał jak klient królewskiej kostnicy.
- Trzeba było kogoś wystawić, teraz nie mielibyśmy problemu - odezwał się Dowódca Sekcji. - Od początku to mówiłem. A teraz królewscy kronikarze już rozpowiadają, że nie szanujemy elektorów z Rybołowów.
niedziela, 8 lutego 2015
Jeden za jednego
- Najjaśniejszy Panie, pełen sukces! - Wielki Koniuszy wypiął pierś w oczekiwaniu na pochwałę. A ściślej rzecz biorąc, spróbował ją wypiąć, bo mimo jego wysiłków brzuch był nadal z przodu.
Wasyl Niezłomny pytająco uniósł lewą brew. Wielmożów pragnących przekazać królowi dobre wieści pojawiało się w Zamku po kilku dziennie. Za to źródeł informacji o porażkach musiał zwykle szukać z pomocą strażników pałacowych. Samo w sobie zbytnio go to nie dziwiło, bo dworzanin przynoszący wiadomość o klęsce bywał uznany za jej ojca. Nie zdarzało się to często, najwyżej raz na dziesięć przypadków - ale i tak nikt nie chciał dobrowolnie ryzykować.
W przypadku dobrych wieści króla irytował nadmiar. Zgadywanie, co tym razem zostało przez poddanych uznane za zwycięstwo polityki władcy, bywało męczące. Wielu możnych ostro przesadzało z wazeliną - trafił się nawet taki, który całkiem na serio zameldował, że dzięki staraniom Wasyla rano wzeszło słońce. Na jego szczęście król miał akurat przypływ wyjątkowej łaskawości i skończyło się tylko na odebraniu akredytacji.
Wasyl Niezłomny pytająco uniósł lewą brew. Wielmożów pragnących przekazać królowi dobre wieści pojawiało się w Zamku po kilku dziennie. Za to źródeł informacji o porażkach musiał zwykle szukać z pomocą strażników pałacowych. Samo w sobie zbytnio go to nie dziwiło, bo dworzanin przynoszący wiadomość o klęsce bywał uznany za jej ojca. Nie zdarzało się to często, najwyżej raz na dziesięć przypadków - ale i tak nikt nie chciał dobrowolnie ryzykować.
W przypadku dobrych wieści króla irytował nadmiar. Zgadywanie, co tym razem zostało przez poddanych uznane za zwycięstwo polityki władcy, bywało męczące. Wielu możnych ostro przesadzało z wazeliną - trafił się nawet taki, który całkiem na serio zameldował, że dzięki staraniom Wasyla rano wzeszło słońce. Na jego szczęście król miał akurat przypływ wyjątkowej łaskawości i skończyło się tylko na odebraniu akredytacji.
niedziela, 1 lutego 2015
Efekt uboczny
W komnacie dowodzenia na ścianie wisiała wielka mapa grodu. Tkwiło w niej jedenaście gwoździ z zielonymi główkami.
- Te punkty to nasi obserwatorzy - tłumaczył komendant straży zamkowej. - Nazywamy ich zerkaczami. Za mało na obserwację wszystkich ulic, ale na więcej nie mamy dukatów. Próbowaliśmy wykorzystywać do tego pachołków przyłapanych na podglądaniu dam dworu, ale to nie zdało egzaminu. Jedni okresowo ślepli, inni widzieli tylko występki Zielonych. Na dodatek znaleźli medyka, który im potwierdził, że stres może dawać takie objawy. Zagranicznego, więc nie dało się go przekonać tradycyjnymi metodami, żeby zmienił zdanie. A system jest potrzebny i powinniśmy go rozbudować. Bo mamy sukcesy.
Zebrani w komnacie rajcy i wielmożowie ze zrozumieniem kiwali głowami. Ze szmeru aprobaty wybił się głos księcia Igora.
- A jakie to sukcesy?
- Te punkty to nasi obserwatorzy - tłumaczył komendant straży zamkowej. - Nazywamy ich zerkaczami. Za mało na obserwację wszystkich ulic, ale na więcej nie mamy dukatów. Próbowaliśmy wykorzystywać do tego pachołków przyłapanych na podglądaniu dam dworu, ale to nie zdało egzaminu. Jedni okresowo ślepli, inni widzieli tylko występki Zielonych. Na dodatek znaleźli medyka, który im potwierdził, że stres może dawać takie objawy. Zagranicznego, więc nie dało się go przekonać tradycyjnymi metodami, żeby zmienił zdanie. A system jest potrzebny i powinniśmy go rozbudować. Bo mamy sukcesy.
Zebrani w komnacie rajcy i wielmożowie ze zrozumieniem kiwali głowami. Ze szmeru aprobaty wybił się głos księcia Igora.
- A jakie to sukcesy?
niedziela, 25 stycznia 2015
Pojasność mroczna
- No szlag mnie jasny trafi! - Wasyl nerwowo chodził wokół stołu w sali tronowej. - Piętnasty w tym tygodniu! I zawsze pod powóz kogoś z naszych!
- Ośmielę się sprostować, Najjaśniejszy Panie - Wielki Koniuszy lubił być dokładny, nawet gdy było w tym pewne ryzyko. - Dwóch z tej piętnastki potrąciły karety Niebieskich.
- Ale Pomarańczowych ani jedna!!!
Wielki Koniuszy skulił się nieco.
- Pomarańczowi od miesiąca chodzą pieszo - wyjaśnił. - Skończył im się obrok, a po kwity na uzupełnienie zapasów do Zamku nie wejdą, bo nie mają akredytacji. Na sianie ich konie do wiosny przeżyją, ale na galopady sobie pozwolić nie mogą.
- Ośmielę się sprostować, Najjaśniejszy Panie - Wielki Koniuszy lubił być dokładny, nawet gdy było w tym pewne ryzyko. - Dwóch z tej piętnastki potrąciły karety Niebieskich.
- Ale Pomarańczowych ani jedna!!!
Wielki Koniuszy skulił się nieco.
- Pomarańczowi od miesiąca chodzą pieszo - wyjaśnił. - Skończył im się obrok, a po kwity na uzupełnienie zapasów do Zamku nie wejdą, bo nie mają akredytacji. Na sianie ich konie do wiosny przeżyją, ale na galopady sobie pozwolić nie mogą.
niedziela, 18 stycznia 2015
Błysk aureoli
- Cud, Najjaśniejszy Panie! Cud!
Wieśniak klęczący przed Wasylem Niezłomnym nie śmiał podnieść wzroku na swojego władcę. Król kazał strażnikom go przyprowadzić, gdy tylko usłyszał okrzyki dochodzące zza okna. I już tego żałował.
„Następnym razem nie każę sprowadzić pierwszego lepszego, tylko pierwszego czystego” - pomyślał. Rzeczywiście, poddany nie pachniał różami. Było czuć, że w drodze do Zamku musiał w coś wdepnąć. I to nie raz.
- Jaki cud? Znowu komuś okowitę na wodę zamienili?
- Nie, Najjaśniejszy Panie! Cud najprawdziwszy! W Akademii! Cudowne ozdrowienia! - chłopina ledwo dyszał.
Wieśniak klęczący przed Wasylem Niezłomnym nie śmiał podnieść wzroku na swojego władcę. Król kazał strażnikom go przyprowadzić, gdy tylko usłyszał okrzyki dochodzące zza okna. I już tego żałował.
„Następnym razem nie każę sprowadzić pierwszego lepszego, tylko pierwszego czystego” - pomyślał. Rzeczywiście, poddany nie pachniał różami. Było czuć, że w drodze do Zamku musiał w coś wdepnąć. I to nie raz.
- Jaki cud? Znowu komuś okowitę na wodę zamienili?
- Nie, Najjaśniejszy Panie! Cud najprawdziwszy! W Akademii! Cudowne ozdrowienia! - chłopina ledwo dyszał.
niedziela, 11 stycznia 2015
Dwa i dwa
- Musimy wyrzucić nową rektor Akademii - Prezydent z hukiem odstawił pusty kufel na stół. Najchętniej kazałby szynkarzowi przynieść baryłkę okowity, ale odkąd za jakość trunku odpowiadał książę Igor, wolał nie ryzykować. Skład Tytanowej Białej był zagadką nawet dla alchemików. Wieść gminna niosła, że trafiały się partie sprzedawane jako trutka na szczury.
- To bez sensu - zaprotestował Wiceprezydent. - Po co ją wyrzucać, skoro i tak będzie trzeba jej zapłacić to, co w kontrakcie? Przecież drugi rektor też nie będzie za darmo.
- Duszesa się uparła.
Było wczesne przedpołudnie i główna sala karczmy „Pod Trębaczem” świeciła pustkami. Mogli rozmawiać swobodnie, dopóki brali poprawkę na wytrenowany słuch szynkarza.
- Nie możesz jej przekonać? Przecież to my rządzimy. Będzie się mogła odegrać za wszystko. Nakaże nowej rektor ćwiczyć o świcie marszobiegi wokół Zamku w pełnym rynsztunku strażnika albo napisać sto tysięcy razy „Nie będę startowała w turnieju na rektora”...
- To bez sensu - zaprotestował Wiceprezydent. - Po co ją wyrzucać, skoro i tak będzie trzeba jej zapłacić to, co w kontrakcie? Przecież drugi rektor też nie będzie za darmo.
- Duszesa się uparła.
Było wczesne przedpołudnie i główna sala karczmy „Pod Trębaczem” świeciła pustkami. Mogli rozmawiać swobodnie, dopóki brali poprawkę na wytrenowany słuch szynkarza.
- Nie możesz jej przekonać? Przecież to my rządzimy. Będzie się mogła odegrać za wszystko. Nakaże nowej rektor ćwiczyć o świcie marszobiegi wokół Zamku w pełnym rynsztunku strażnika albo napisać sto tysięcy razy „Nie będę startowała w turnieju na rektora”...
niedziela, 4 stycznia 2015
Oko na okowitę
Wasyla Niezłomnego znów bolała głowa z powodu zbyt dużej ilości okowity. Tyle że tym razem wypitej przez kogoś innego.
- To mówisz, że nowa chałupa dla Dowódcy Gwardii niczego nie załatwi? - król spojrzał na stojącego u podnóża tronu Pierwszego Wojewodę.
- Nie załatwi, Najjaśniejszy Panie.
Wojewoda wiedział, że „nie” w rozmowie z Wasylem jest jednym z najniebezpieczniejszych słów. Ale czasami nie miał zamiennika. A milczenie na pewno nie było złotem, gdy król kazał mówić.
- Nie załatwi, bo wyniku badania okowitomierza nie da się skasować - kontynuował. - Chyba że razem z urządzeniem. Ale to, hm...
- To mówisz, że nowa chałupa dla Dowódcy Gwardii niczego nie załatwi? - król spojrzał na stojącego u podnóża tronu Pierwszego Wojewodę.
- Nie załatwi, Najjaśniejszy Panie.
Wojewoda wiedział, że „nie” w rozmowie z Wasylem jest jednym z najniebezpieczniejszych słów. Ale czasami nie miał zamiennika. A milczenie na pewno nie było złotem, gdy król kazał mówić.
- Nie załatwi, bo wyniku badania okowitomierza nie da się skasować - kontynuował. - Chyba że razem z urządzeniem. Ale to, hm...
Subskrybuj:
Posty (Atom)