Wasyla Niezłomnego znów bolała głowa z powodu zbyt dużej ilości okowity. Tyle że tym razem wypitej przez kogoś innego.
- To mówisz, że nowa chałupa dla Dowódcy Gwardii niczego nie załatwi? - król spojrzał na stojącego u podnóża tronu Pierwszego Wojewodę.
- Nie załatwi, Najjaśniejszy Panie.
Wojewoda wiedział, że „nie” w rozmowie z Wasylem jest jednym z najniebezpieczniejszych słów. Ale czasami nie miał zamiennika. A milczenie na pewno nie było złotem, gdy król kazał mówić.
- Nie załatwi, bo wyniku badania okowitomierza nie da się skasować - kontynuował. - Chyba że razem z urządzeniem. Ale to, hm...
- Masz rację, to nie wchodzi w grę - zgodził się Wasyl. - Nie po to za tonę dukatów kupowaliśmy gwardzistom sprzęt do gnębienia naszych wrogów, żeby się go teraz pozbywać. Zwłaszcza że drugiego nie dostaniemy. Ale zrobić coś trzeba, bo jak tak dalej pójdzie, to w Stronnictwie Zielonych zostaną sami abstynenci i kolejną elekcję przegramy walkowerem. Zwołaj sztab. Czas na pranie mózgów*.
* * *
- Nasza radna pomyliła drogi - wyjaśnił zebranym Pierwszy Wojewoda. - Zamiast jechać tą, przy której nie staje patrol, pojechała tą, przy której staje. Okowitomierz pokazał 1,8.
- No to nic dziwnego, że drogi pomyliła - stwierdził Wielki Koniuszy. - Ale dlaczego w ogóle ją zatrzymali? Trakty mamy tak dziurawe, że tylko nieprzytomny pojedzie po nich prosto. A ona chyba prosto nie jechała?
- Nowa jest. Nie rozpoznali karocy.
Wasyl poczuł, że ból głowy narasta. Sztab miał rozwiązać jeden problem, a na razie zamiast tego dołożył drugi.
- Sprawa jest poważniejsza niż myślałem - przemówił powoli. - Zielonym żyje się dostatniej, tak jak obiecaliśmy. Będą kupowali nowe powozy. Nie nadążymy z dokształcaniem gwardzistów... Jakieś pomysły?
- Rozwiązanie jest banalne - odezwała się milcząca dotąd Duszesa. - Powozy muszą mieć specjalne oznakowanie, widoczne z daleka. Takie logo. Niech to będzie zielone koło. Zaprojektuje je znana artystka, moja serdeczna przyjaciółka. Za niewielką opłatą oczywiście. Myślę, że warto wydać na to parę dukatów z królewskiego skarbca.
- A dlaczego właśnie ona? - zainteresował się Prezydent. - Malarzy ci u nas dostatek. Może zrobimy targi?
- Nie warto. Kiedy jeszcze byłam Akademią, to znaczy jej rektorem, kilka razy pytaliśmy też innych o cenę. Moja przyjaciółka zawsze okazywała się najtańsza.
- A kogo konkretnie pytaliście?
- Oj tam, nie pamiętam - Duszesa wzgardliwie machnęła dłonią w białej rękawiczce i uśmiechnęła się łagodnie. - Ale czy to ważne?
„Muszę pamiętać, żeby trzymać tę babę z dala od Pałacu” - pomyślał Wasyl. „Finansowanie jej przyjaźni może mnie za drogo kosztować. Niech sobie rządzi w Unii, nawet gdyby miała własne stronnictwo założyć.”
- Jeszcze jakieś pytania? - spojrzał na zgromadzonych. Odpowiedziała mu cisza. - No to jedną sprawę mamy załatwioną. Teraz proszę o jakieś pomysły na okowitomierz. Przypominam, że zniszczenie nie wchodzi w grę. Gdybyśmy to zrobili, zaczną do nas przyjeżdżać gwardziści cesarscy, z własnym sprzętem. A na nich żadnego wpływu nie mamy. Najchętniej wydałbym zakaz używania okowitomierza, ale przecież musimy dbać o bezpieczeństwo na drogach i wyłapywać pijanych Pomarańczowych...
- Mam pewną koncepcję, Najjaśniejszy Panie - nieśmiało zaczął Wielki Koniuszy. - Na rozstajach stoi budka, w której siedzi Radek Kreska i rysuje obrazki karet, które jadą za szybko. Wszyscy wiedzą, że tam siedzi, więc dawno żadnej nie narysował.
Pozostali patrzyli na niego wyczekująco.
- Ustawimy tam okowitomierz na stałe i każemy Radkowi rysować tylko te powozy, które wskaże urządzenie. Skalibrujemy je tak, żeby sygnalizowało przekroczenie dopuszczalnego poziomu okowity u jadących z dozwoloną prędkością. Naszym ludziom się powie, żeby grzali tamtędy co koń wyskoczy. Dzięki temu nawet jak będą zalani w trupa, to okowitomierz tego nie wyłapie. A inni będą z przyzwyczajenia zwalniać na rozstajach. I jak przejedzie tamtędy jakiś Pomarańczowy, który wypił ciut za dużo, królewska poczta dostarczy mu obrazek z rachunkiem do zapłacenia. Na dodatek nikt nie będzie nam mógł udowodnić, że chronimy swoich pijanych woźniców...
Koniuszy aż pokraśniał słysząc gromkie oklaski.
* Pranie mózgów było nowatorską metodą znajdowania rozwiązań, którą podobno książę Igor podpatrzył w pewnej zamorskiej kompanii. Polegało na tym, że ktoś rzucał pomysł, a pozostali uczestnicy próbowali go ośmieszyć. Wygrywał ten, którego autor najdłużej powstrzymywał się przed stwierdzeniem „macie rację, to głupie”. W praktyce najczęściej najlepszym rozwiązaniem okazywał się pomysł Wasyla, co nikogo dziwić nie powinno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz