Sala posiedzeń Rady Unii nie pękała w szwach. Można nawet powiedzieć, że było w niej raczej pustawo. Odkąd Drużyna Duszesy przestała stawiać się na zebraniach w pełnym składzie, wolnych miejsc było więcej niż zajętych. Usunięcie kilku ław tylko trochę poprawiło ten obraz.
Prezydent dotychczas nie martwił się tym zbytnio. Teraz jednak miał do odtrąbienia sukces i brakowało mu gwarantowanego aplauzu. Najbardziej tęsknił za widokiem wielkich oczu Amazonki Wojasi, wyrażających bezmyślny zachwyt po każdej wypowiedzi Duszesy lub któregoś z jej kolegów.
- Moi państwo, powołany przeze mnie osiem miesięcy temu Zespół Bezpiecznych Traktów zinwentaryzował miejsca, w których dochodzi do potrąceń pospólstwa przez karoce - zaczął. - W ten sposób mamy je wszystkie policzone.
- Wszystkie osiem? - życzliwie zainteresował się Wielki Łowczy. - Nie ma to jak praca zespołowa.
Prezydent popatrzył na niego przeciągle. Nigdy nie był pewien, czy Wielki Łowczy żartuje, czy mówi serio.
- Teraz musimy tę wiedzę wykorzystać w praktyce - kontynuował. - Mamy do zimy czas, żeby zrobić coś dla bezpieczeństwa tych miejsc.
- Wszystkich ośmiu?
Wyglądało na to, że Łowczy nie odpuści.
- Wszystkiego oczywiście od razu zrobić się nie da - Prezydent był doświadczonym politykiem i wiedział, kiedy należy wykonać unik. - Dlatego musimy zacząć od rzeczy najważniejszych.
- A Pomarańczowi, zamiast uprawiać jałowe krytykanctwo, mogliby nas wspomóc w określeniu priorytetów - wtrąciła się Duszesa. Nie zwykła występować w przedstawieniach, w których nie grała jednej z głównych ról. - Przecież bezpieczeństwo na traktach to wspólna sprawa. Jest tak samo ważne dla wszystkich. I dla Zielonego w karecie, i dla szarego obywatela. Prawda? - odruchowo ze szczerym uśmiechem zwróciła się w kierunku pustych ław dla publiczności.
Oczekiwanego aplauzu nie było. Nie było nawet pomruków aprobaty. Niezręczną ciszę przerwał Przewodniczący.
- Myślę, że powinniśmy się nad tym zastanowić razem z Radą Królewską - powiedział. - To również ich trakty, a rozjechany wieśniak daniny nie zapłaci.
- Świetna myśl! - ucieszył się Prezydent. - Powołamy wspólny Zespół Priorytetowy!
- Nie wspólny, tylko bilateralny - poprawił go Przewodniczący. - To to samo, ale będzie szansa na trochę dukatów z Unii.
* * *
Wasyl Niezłomny uderzył pięścią w stół. Wielmoże podskoczyli na siedzeniach wyżej niż stojące na nim naczynia. Król poprawił koronę, która wskutek gwałtownego ruchu zsunęła mu się na czoło.
- Wyjaśnijcie mi jedną rzecz - powiedział uprzejmym tonem, w którym dało się słyszeć świst katowskiego topora. - Wy macie Duszesę, więc nie macie dukatów na nic poza Akademią. Ja mam złoto, ale nie zamierzam go marnować na takie głupoty, jak dodatkowe oświetlanie traktów. To dlaczego mam tu siedzieć, na dodatek w towarzystwie tego zdrajcy?!?!
Twarz Wiceprezydenta, na którego wskazywał królewski palec, lekko posiniała.
- Stronnictwo Niebieskich może nie liczy się w Gryflandii, ale współrządzi w Unii - odpowiedział lekko drżącym głosem.
- Wiem, wiem, macie jedną dziesiątą władzy i połowę odpowiedzialności - Wasyl wzgardliwie machnął ręką. - Nie musisz mi przypominać o waszym politycznym geniuszu. A teraz niech ktoś poważny odpowie na moje pytanie.
Zebrani w milczeniu patrzyli jeden na drugiego. W końcu Wielki Koniuszy, który wciąż nie stracił nadziei na funkcję rzecznika Stronnictwa Zielonych, wziął odpowiedzialność na siebie.
- Najjaśniejszy Panie, bezpieczeństwo na traktach jest apolityczne i nie ma koloru - wyjaśnił. - Ale w złym sensie. To jest tak, że nawet jak pijany Pomarańczowy gnający co koń wyskoczy rozjedzie kogoś na źle oświetlonym skrzyżowaniu, to i tak winna będzie władza. Czyli my.
- I nie ma na to sposobu - uzupełnił Pierwszy Wojewoda. - No chyba żeby oddać władzę. Ale przecież nie o to nam chodzi.
- Najgorsze, że nawet gdyby kupić lampy i oświetlić to skrzyżowanie, to i tak nie pomoże - Koniuszy nie zamierzał oddawać pałeczki. - Bo wypadki się zdarzają z różnych powodów. Ktoś wyleje stary olej przez okno, jakaś kareta wpadnie w poślizg, a będzie na nas, bo służby nie sprzątnęły. Możemy z tym walczyć tylko wizerunkowo. Musimy przekonać lud, że dbamy z całych sił o jego bezpieczeństwo.
- Kronikarzom płacę już dosyć! - Wasyl znów uniósł pięść. - Nie zamierzam dokładać ani dukata!
- Nie będzie takiej potrzeby, Wasza Wysokość.
Król opuścił rękę i wyczekująco spojrzał na dostojnika.
- Jakiś czas temu ogłosiliśmy ideę trzosa ludowego i Najjaśniejszy Pan nakazał, by ją wcielić w życie - kontynuował Wielki Koniuszy. - Motłoch uwierzył, że może decydować o wydawaniu królewskich pieniędzy, i zaczął przysyłać swoje koncepty. Znalazł się wśród nich taki, który nam się przyda. Zupełnie przypadkowo jest to pomysł młodego, obiecującego członka Stronnictwa Zielonych. Nasz kolega zaproponował, aby obok karczmy „Pod Trębaczem” i przy filii hipodromu w Rybołowach ustawić publiczne okowitomierze.
- Dobry wybór! - roześmiał się Prezydent. - Tam najczęściej biesiadujemy. Grunt to właściwe priorytety. Gdyby te okowitomierze tam były, naszej koleżanki z Rybołowów nie przyłapaliby na jeździe po pijanemu. To przykry wypadek, którego mogliśmy uniknąć...
- Wypadek to dobre słowo - Koniuszy nie dał się wypchnąć z centrum królewskiej uwagi. - Dzięki ustawieniu publicznych okowitomierzy unikniemy różnych wypadków z udziałem pijanych woźniców. Pomiar będzie dokonywany za drobną opłatą, co plebs zrozumie, bo urządzenia trzeba przecież konserwować. Nadwyżka trafi do królewskiego skarbca. Jest tylko jeden kłopot: jak sprawić, żeby pomysł naszego kolegi został wybrany do realizacji. Bo decyduje elekcja...
- O to już dawno zadbałem - Wasyl popatrzył na Koniuszego z politowaniem. - Rejent, który liczy głosy, to mój człowiek. Przez pierwszy tydzień nie wydawał żadnych pokwitowań. Dzięki temu mamy prawie tysiąc gałek, które możemy włożyć do dowolnej urny. Ale w sprawie tej drobnej opłaty będzie trzeba zrobić małą modyfikację. Członkowie naszego stronnictwa dostaną Zielone Karty, dzięki którym będą mogli się badać za darmo. Nie możemy przecież ryzykować, że przez głupie oszczędności znów stracimy jakiegoś radnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz