niedziela, 11 stycznia 2015

Dwa i dwa

- Musimy wyrzucić nową rektor Akademii - Prezydent z hukiem odstawił pusty kufel na stół. Najchętniej kazałby szynkarzowi przynieść baryłkę okowity, ale odkąd za jakość trunku odpowiadał książę Igor, wolał nie ryzykować. Skład Tytanowej Białej był zagadką nawet dla alchemików. Wieść gminna niosła, że trafiały się partie sprzedawane jako trutka na szczury.

- To bez sensu - zaprotestował Wiceprezydent. - Po co ją wyrzucać, skoro i tak będzie trzeba jej zapłacić to, co w kontrakcie? Przecież drugi rektor też nie będzie za darmo.

- Duszesa się uparła.

Było wczesne przedpołudnie i główna sala karczmy „Pod Trębaczem” świeciła pustkami. Mogli rozmawiać swobodnie, dopóki brali poprawkę na wytrenowany słuch szynkarza.

- Nie możesz jej przekonać? Przecież to my rządzimy. Będzie się mogła odegrać za wszystko. Nakaże nowej rektor ćwiczyć o świcie marszobiegi wokół Zamku w pełnym rynsztunku strażnika albo napisać sto tysięcy razy „Nie będę startowała w turnieju na rektora”...

- Próbowałem - Prezydent westchnął ciężko i pociągnął solidny łyk z kolejnego kufla, dyskretnie postawionego na stole przez szynkarza. - Ale powiedziała, że takie metody są poniżej jej godności. Co innego wysłać kilku z drużyny, żeby komuś dziecko obrzucili krowimi plackami albo połamali koła w karocy...

Wiceprezydent szybko liczył na palcach mamrocząc pod nosem. Skończył i zaczął od początku.

- Sześć razy dwanaście razy trzy plus jeszcze sześć razy osiem... Dwieście sześćdziesiąt cztery grzywny! Dwieście sześćdziesiąt cztery tysiące dukatów!!! Tyle nas będą kosztować te fanaberie. A przecież mogliśmy spokojnie czekać te trzy lata, aż kolejny cesarski goniec dostarczy w końcu pergamin z Trybunału. Tylu zbójców po lasach, napaści się zdarzają...

- Trzysta sześćdziesiąt cztery - poprawił go Prezydent. - Duszesa żąda od Akademii stu grzywien za perkusjonizm. Oczywiście w Trybunale wygra, a zapłacimy my. I o zasypaniu dziur w gościńcach będzie można zapomnieć.

- Per-co?!? - jęknął Wiceprezydent.

- Perkusjonizm. To z łaciny, po naszemu: gnębienie. Mówi, że była niesłusznie prześladowana przez poprzednią Ławę i przez nową rektor. Że jej zabronili wydawać pieniądze bez pozwolenia, że drzwi do domu zamurowali...

- A może nie wygra w Trybunale? Niezbadane są wyroki...

- Wygra. Po to się upiera z tym wyrzucaniem. Inaczej któryś ze świadków mógłby uznać, że bliższa ciału koszula, i zeznać ciut za dużo. A tak? Nikt nie zaryzykuje.

- Musisz z nią pogadać, bo nas zrujnuje. Ona w końcu od was. A ta heca z zamurowaniem to przecież lekkie przegięcie.

* * *

- Przyznasz chyba, Pani, że z tym zamurowaniem to lekka przesada? - Prezydent nie czuł się pewnie w komnacie Duszesy. Bywał w niej wiele razy, ale widok segregatorów spiętrzonych od podłogi po sufit zawsze wywoływał w nim pewien niepokój. Mogło w nich być wszystko.

- Przesada?! - Duszesa wyglądała, jakby za chwilę miała się rozzłościć. Na taki brak kontroli pozwalała sobie niezwykle rzadko. - Trochę empatii, mój drogi. Wczuj się w moje położenie. Dochodzi północ, kończę trzynasty rozdział pozwu o perkusjonizm i brakuje mi jednego dokumentu. Chcę jak zwykle wejść do szkoły prywatnym korytarzem, bez budzenia portiera, który przecież ciężko pracuje i ma prawo się wyspać. Otwieram drzwi, a tu ściana. No przecież zawału można dostać! To ewidentne nękanie.

- No niby tak... - stropił się Prezydent. - Ale ten zakaz wydawania pieniędzy bez pozwolenia to był po tym, gdyś, Pani, kupiła za pół setki grzywien ławeczki do ogródka zamiast ksiąg do biblioteki...

- Ale inni rektorzy Akademii takich zakazów nie mieli. Na tym polega dyskryminacja, prawda?

- Prawda - Prezydent nie wyglądał na przekonanego. - Gdybyś jednak, Pani, zechciała zrozumieć trudną sytuację Unii... I Akademii...

- Ja zawsze na pierwszym miejscu mam dobro Akademii. I Unii. Jestem gotowa do ugody, możemy się obejść bez Trybunału. Wystarczy mi pięćdziesiąt tysięcy dukatów.

- Ale...

- Czyżbyś uważał, że moje cierpienia nie są tyle warte? - Duszesa spojrzała na niego z wyrzutem. - Rozumiem, że taka decyzja wymaga namysłu i konsultacji. Idź już, chcę odpocząć.

Prezydent delikatnie zamknął za sobą drzwi. Duszesa zagłębiła się w fotel i uśmiechnęła zwycięsko.

„Trybunał Trybunałem, a człowiek i tak musi sam zadbać o to, żeby sprawiedliwość była po właściwej stronie” - pomyślała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz