sobota, 14 listopada 2015

Widmo rewolucji

- O żesz k...!

Wasyl Niezłomny od kilku dni budził się z takim okrzykiem. Na początku było tylko "Auć!", ale ból narastał codziennie. Nie mogło być inaczej. Na szczęście siniec na królewskim czole był widoczny tylko po zdjęciu korony.

Władca Gryflandii miał swoje latami pielęgnowane nawyki. Jednym z nich było podrywanie się na równe nogi natychmiast po przebudzeniu. Ten odruch sprawdzał się świetnie w czasach, gdy królestwem rządził zupełnie kto inny, a Wasyl był kryjącym się w lesie banitą, który sypiał na kawałkach dykty. Nie przeszkadzał po przeprowadzce do królewskiego łoża z baldachimem. Ale gdy Wasyl zaczął spać pod łożkiem, stał się utrapieniem.

W efekcie król każdy dzień zaczynał od uderzenia głową o deskę. Ale wracać na posłanie nie zamierzał. W Gryflandii wrzało i nie mógł już ufać nikomu. Nawet strażnikom królewskiego snu, pochodzącym z jego rodzinnych Rybołowów. Nie zamierzał ryzykować, że któryś ze stojących nocą u wezgłowia osiłków przypadkiem wypuści z rąk halabardę.

- Trzysta gałek z Rybołowów! - wymruczał z wściekłością. - Trzystu przeciw mnie. Jak za czasów prapraprapradziada Kserksesa. Ale Rybołowiacy nie Spartanie, a Rybołowy nie Termopile. Po jednym zdrajców wyduszę.

Z tym mocnym postanowieniem wyczołgał się spod łóżka i szybko spojrzał na strażników. Obaj byli czujni. Każdy miał wzrok wbity w jakiś punkt daleko za oknem i kamienny wyraz twarzy.

Sięgnął po złoty dzwoneczek leżący na nocnej szafce i zadzwonił. Drzwi otworzyły się bezszelestnie i stanął w nich Pokojowy.

- I jak ta, ta, ta, no wiesz, która - zapytał. - Przyniosła petycję?

- Przyniosła. Ale gałek nie zostawiła. Powiedziała, że psy Najjaśniejszego Pana muszą innych tropów poszukać...

- Czyli prawdziwe były, nie żadna prowokacja, żebym zaczął swoich druhów wycinać... Wezwij Przyboczną. I jakiegoś łebskiego wielmożę.

- Wielkiego Koniuszego?

- Nie, jego nie. Koniuszy będzie musiał najpierw udowodnić swoją wierność. Jego udział we wpuszczeniu mnie w ten śmieciowy interes jest mocno podejrzany. Wezwij tego speca od smarów, Ślizgacza.

Pokojowy wybałuszył oczy.

- No co się tak gapisz? To już też nasz człowiek.

Przyboczna przybyła prawie natychmiast. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, często sypiała w Pałacu. Naczelny Ślizgacz dotarł po kwadransie.

- Wszystkie przedstawienia odbyły się zgodnie z planem?

- Tak, Wasza Wysokość - dygnęła Przyboczna. - Wszyscy urzędnicy wiedzą, że to Najjaśniejszy Pan w swej łaskawości postanowił wysłuchać głosu ludu w sprawie daniny za śmieci, i że żadne petycje nie mają z tym nic wspólnego.

- Urzędnicy wiedzą to bez tego - uciął Wasyl. - O motłoch pytam!

Przyboczna lekko zbladła.

- Z tym jest pewien problem - wyjąkała. - Wieśniacy nie chcą oglądać przedstawień królewskich kronikarzy. Nawet jak ich siłą przed sceną posadzić. Mają własne zabawy.

- Jakie własne?!? - Wasyl był na skraju załamania. - Przecież to ja decyduję, kto może grać w amfiteatrze!

- Oni nie potrzebują sceny. Mają jakieś tablice i na nich piszą albo rysują różne rzeczy. A niektórzy podobno porozumiewają się takimi krótkimi gwizdami.

- Zarekwirować!

- Próbowaliśmy - westchnęła z rezygnacją Przyboczna. - Wyszło jeszcze gorzej. Żołnierze, którzy poszli zabierać tablice, roznieśli ich komunikaty na plecach. To jest nie do opanowania. Motłoch nazywa to kronikami społecznościowymi.

Wasyl zdecydowanie nie wyglądał na Niezłomnego.

- W tobie nadzieja - zwrócił się do stojącego z boku Ślizgacza. - Zaproponujemy kronikarzowi Niebieskich, żeby zorganizował debatę na temat sprawiedliwego systemu poboru daniny śmieciowej. Pójdziesz tam i będziesz bronił naszych koncepcji jako niezależny, uczciwy obywatel. Na szczęście jeszcze nie wstąpiłeś do Stronnictwa Zielonych. Jak się dobrze spiszesz, nagroda cię nie minie. Może nawet zrobię cię swoim następcą? Oczywiście drugim, po księciu Igorze.

Naczelny Ślizgacz przez chwilę zwlekał z odpowiedzią.

- Tu właśnie może być problem, Wasza Dostojność - przemówił w końcu. - Książę zadeklarował, że jest samotnym kawalerem...

- Wiem, sam mu kazałem - przerwał dostojnikowi Wasyl. - Przecież nie będzie płacił za te trzy konkubiny, które z nim mieszkają.

- To oczywiste - przytaknął Ślizgacz. - Kłopot w tym, że książę był, jak by to powiedzieć, trochę nadgorliwy. Kiedy Najjaśniejszy Pan ogłosił, że będzie wspierał rodziny wielodzietne i zwolni je z daniny za śmieci, zadeklarował, że ma trzy córki i dwóch synów. Lud już go nazywa „Igor Niepokalany”. Złośliwi dodają „rozumem”.

Wasyl jęknął i z rozmachem uderzył czołem w dębowy blat stołu.

Ocknął się w pościeli. Kątem oka dostrzegł błysk światła księżyca odbijającego się w ostrzu halabardy. Natychmiast sturlał się pod łóżko. Ale jeszcze długo nie mógł zasnąć. Przeszkadzał mu jakiś dziwny dźwięk dochodzący zza okna. Coś jak pomruk albo odległy grzmot...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz