poniedziałek, 28 września 2015

Wola ludu

Wasyl Niezłomny wyglądał, jakby miał za chwilę eksplodować.

- Jak śmiesz mi mówić, że skarbiec jest pusty?!?! Że nie ma za co zrobić turnieju na rocznicę koronacji?!

Stojący przed królem Główny Podskarbi gruchnął na kolana.

- Kiedy to prawda, Najjaśniejszy Panie!

Wielki Koniuszy, który wraz z innymi dostojnikami starał się utrzymywać bezpieczną odległość, uznał, że czas się odezwać. Nie po to oczywiście, żeby ratować Podskarbiego. Koniuszy nawet go nie lubił - ale na tle jego bezradności mógł wypaść podwójnie korzystnie.

- Wasza Miłość, mieliśmy niespodziewane wydatki na konkurs piękności. Stąd pustki w skarbcu. Ale mam pomysł, jak temu zaradzić.

Twarz Wasyla ze stanu czerwonego alarmu zeszła na poziom żółty.

- Możesz odejść - machnął ręką Podskarbiemu.

Ten natychmiast wybiegł tyłem* z komnaty, bezszelestnie zamykając za sobą drzwi. Król wyczekująco spojrzał na Wielkiego Koniuszego.

- Podwyższymy daniny - wypalił wielmoża.

Wasyl posiniał. Wielki Koniuszy zbladł, pozostali dostojnicy zadygotali. Gniew króla miewał spore pole rażenia.

- Ale zrobimy to w taki sposób, żeby motłoch nie tylko niczego nie zauważył, ale nawet myślał, że sam o tym zdecydował - dokończył lekko drżącym głosem.

Król zamyślił się przez chwilę, po czym przeniósł wzrok z wiszącej na ścianie kuszy na twarz Wielkiego Koniuszego.

- Kontynuuj - polecił.

- Ogłosimy plebiscyt - wyjaśnił Koniuszy, z miernym skutkiem próbując odpędzić myśl o toporze i pniu. - Zaproponujemy gawiedzi wybór: wyższa jednakowa stawka dla wszystkich albo niższa, ale progresywna, od trzeciego dziecka w rodzinie. To znaczy w tym drugim wariancie ci, którzy mają najwyżej dwójkę, nie płaciliby nic.

- Sprytne - Wasyl pieszczotliwie poklepał Wielkiego Koniuszego po policzku. - Każdy wie, że najwięcej dzieci w wiejskich chałupach. U szlachty zwykle jedno, najwyżej dwójka. Albo tylko nieślubne, a te się nie liczą. Nikt nie wybierze wariantu, w którym bogaci nie płacą... Róbcie ten plebiscyt jak najszybciej, najlepiej jeszcze przed niedzielą. Niech lud się przekona, jak bardzo szanuję jego wolę.

* * *

- I w ten sposób pierwszą część konsultacji społecznych mamy załatwioną - Wasyl głośno wessał szpik z króliczej kości. - Tak jak się spodziewaliśmy plebs wybrał pogłówne.

Siedzący po drugiej stronie stołu książę Igor zakrztusił się salcesonem.

- Jak to: pierwszą część? - zapytał, kiedy już zdołał przełknąć. - Będziemy jeszcze pytać, czy mamy ten system wprowadzić?

Wasyl Niezłomny popatrzył na syna z ledwie skrywaną mieszanką politowania i zawodu.

- Opiłeś się Tytanowej Białej? Oczywiście, że ten system wprowadzimy, i to natychmiast. Za miesiąc rocznica elekcji, trzeba bal dla arystokracji urządzić, dać wielmożom nagrody, albo co najmniej po medalu za wierną służbę Gryflandii. To wszystko kosztuje.

Igor skurczył się na krześle.

- No to ja nic nie rozumiem.

- Wiem, nie musisz mi o tym za każdym razem przypominać.

Wasyl rozejrzał się po komnacie. Stojący przy drzwiach strażnik bezmyślnie gapił się gdzieś za okno. Ale król nie dawał się nabierać na takie sztuczki.

- Ty! - rzucił. - Sprawdź, czy cię nie ma w zamtuzie.

Odczekał, aż sługa zamknie za sobą drzwi. I jeszcze przez chwilę słuchał oddalających się kroków.

- Czy uważasz, że sprawiedliwym jest, aby uhonorowani płacili za swoje medale? - zapytał w końcu.

- No, chyba nie - z pewną nieśmiałością odpowiedział książę Igor.

- Na pewno nie. To byłaby rzecz niespotykana w naszej kulturze. Dlatego trzeba oddzielić tych, co płacą, od tych, co dostają.

- Ale przecież to my damy te nagrody...

- Ale nie za swoje. To się nie liczy. My tylko we właściwy sposób skanalizujemy przepływ dukatów.

Tu król przerwał. Przez chwilę obaj siedzieli w milczeniu. Było jednak widać, że Wasyl o czymś myśli, a Igor - wręcz przeciwnie. Po kilku minutach król znów przemówił.

- Właśnie, skanalizujemy. Już wiem, co zrobimy w drugim etapie konsultacji. System okaże się niewydolny, bo wieśniacy zaczną ukrywać potomstwo. Dokonamy więc niewielkiej modyfikacji. Stawki nadal będą jednakowe, ale należną daninę zaczniemy liczyć na podstawie bardziej miarodajnego wskaźnika: zużytych wiader wody z królewskiego akweduktu.

Przez twarz Igora przemknął cień myśli.

- Ale przecież w ten sposób możni będą płacić więcej...

- I tak właśnie ma myśleć hołota. A ty przypomnij sobie, jak wygląda woda z królewskiego akweduktu. Naprawdę uważasz, że ktoś szlachetnie urodzony chciałby jej używać do czegokolwiek? Każdy dwór ma swoją studnię, zamek też. Rury, które je łączą z akweduktem, są dla picu, żeby motłoch myślał, że w dostępie do wody wszyscy są równi. Niczego nie doprowadzają, chociaż możliwe, że gdzieniegdzie służą do odprowadzania czegoś.

Na twarzy księcia Igora pojawił się rzadko na niej widywany wyraz pełnego zrozumienia. Wasyl uśmiechnął się do syna i klepnął go z rozmachem w plecy.

- Widzisz, nawet rozmowa z tobą może się czasem do czegoś przydać. Zapamiętaj: w wielkiej polityce chodzi o to, żeby lud myślał, że jest syty, a kasa była cała. Cała nasza.

* Poruszanie się tyłem było podstawową umiejętnością dworzanina. Wasyl Niezłomny nie tolerował najmniejszych oznak braku szacunku dla królewskiego majestatu. Pokazanie mu pleców i tego, co poniżej, kończyło się w najlepszym razie pozbawieniem rodziny źródła utrzymania, w najgorszym - usunięciem również dostawcy dochodów. Niektórzy doszli do takiej wprawy, że nawet drzwi otwierali bez odwracania wzroku od władcy. Główny Podskarbi należał do tej grupy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz