Wasyl Niezłomny siódmy raz okrążał salę tronową. Wiedział, że ma coś ważnego do zrobienia, ale nie mógł sobie przypomnieć, o co chodziło. Ostatnio zdarzało mu się to coraz częściej.
- Muszę w końcu zacząć zapisywać swoje złote pomysły - mruknął pod nosem.
Zatrzymał się przy tronie i otworzył drzwiczki umieszczone po tylnej stronie siedziska. Wydobył pucharek i butelkę z górskiego kryształu. Już miał nalać, gdy w oko wpadł mu napis na etykiecie: „Cesarski Monopol Okowitowy”. Odstawił wszystko z powrotem do schowka i zamknął drzwiczki.
- Strażnik! Wezwać mi tu Sekretarza! - zawołał. - Wróć! Nie Sekretarza, tylko Drugiego Wojewodę!
Poprawił się, bo ogłupiała mina gwardzisty uświadomiła mu, że Sekretarza od elekcji już nie ma. Jednak tłumaczyć pomyłki nie zamierzał. Kto jak kto, ale król zawsze może zmienić zdanie.
Drugi Wojewoda wszedł z uśmiechem numer pięć, zarezerwowanym wyłącznie dla Wasyla. Tylko lekkie drżenie dwóch palców lewej dłoni zdradzało, że nie wie, o co królowi chodzi.
- Pamiętasz, co opowiadała Duszesa na ostatnim zebraniu Kapituły Zielonych? - życzliwie zagaił Wasyl.
- Oczywiście, Wasza Wysokość - Drugi Wojewoda protokół z zebrania znał na pamięć już następnego dnia. - A którą konkretnie wypowiedź Najjaśniejszy Pan ma w uważaniu?
- Tę o kancelistach i czterech kancelariach wynajętych przez Unię do różnych zadań. Musimy wziąć z nich przykład.
- Ale my przecież nie potrzebujemy tylu kancelistów - zdziwił się Wojewoda. - Mamy jednego i on sobie doskonale radzi, a do prostych zadań, typu wypisanie glejtu o banicji, wystarcza komnata prawna.
Wasyl rozparł się w fotelu i przysunął bliżej podnóżek. Uśmiechnął się łagodnie i obserwował, jak Drugiemu Wojewodzie zaczyna drżeć trzeci palec. A potem czwarty.
- Uspokój się - powiedział w końcu, co wywołało skutek dokładnie odwrotny. Drugi Wojewoda zaczął się zastanawiać, czy skończy się na pręgierzu, czy jednak będzie musiał odbyć spacer po desce wystawionej za mury. W efekcie zaczęło mu też dygotać prawe kolano.
- Nie wymagam od ciebie wymyślania taktycznych posunięć - kontynuował Wasyl. Lękami poddanych nie miał zwyczaju się przejmować. - Od tego jestem tutaj ja. Ty masz w tym tygodniu odnaleźć wszystkie kancelarie w królestwie. W poniedziałek przedstawisz raport.
* * *
- W Gryflandii jest dziesięć normalnych kancelarii i jedna jakaś dziwna - oznajmił Drugi Wojewoda. - Wliczając te, które zatrudniła Unia.
Głos mu trochę drżał, bo pierwszy raz występował przed królem i wielmożami jednocześnie. Na dodatek wielmożami w dosyć nietypowym składzie, którego klucza nie potrafił rozszyfrować. W komnacie nie było ani Pierwszego Wojewody, ani Prezydenta, ani Duszesy. Był za to Przewodniczący, był Wielki Koniuszy i Naczelnik Hipodromu, Śmieciomistrz i Wielki Wodolej. Był nawet Dowódca Straży.
- Te trzy unijne dostaną zlecenia na Zamku - oznajmił Wasyl. - Jak to: jakaś dziwna?
- No bo inne mają na szyldzie „Kancelaria”, a ta ma „Kant-cela” i dalej zamazane - wyjaśnił Drugi Wojewoda. - No i właściciele innych mają tytuły „mecenas”, „rejent” albo „radca”, a ten z dziwnej pisze o sobie „do-radca”. I pieczętuje się herbem „Bursztynowy wąż”, chociaż heraldycy takiego nie znają.
- To już wiem, o kogo chodzi - odezwał się Wielki Koniuszy. - To znajomy znajomego. Założył się o baryłkę okowity, że przeczyta dziesięć ksiąg o cesarskim systemie podatkowym w jedną noc.
- Wygrał? - zainteresowali się pozostali.
- Wygrał. Ale coś mu się w głowie przestawiło, nie wiadomo, czy od tych ksiąg, czy od okowity. Myśli, że skończył Uniwersytet i jest kancelistą, tylko tajnym, więc musi się maskować.
- W takim razie nim nie musimy sobie głowy zawracać - zdecydował Wasyl. - Zostaje siedem kancelarii do zatrudnienia. Monopol musi być pełny. Każdy z was da zlecenia dla jednej. Zostaje ta siódma. Ktoś, coś?
- To może ja - Wielki Wodolej poderwał się z ławy i stanął na baczność. - U nas co roku trzeba uzasadnić nowe, wyższe ceny wody. Robota bez sensu, bo i tak Najjaśniejszy Pan decyduje, ile hołota ma płacić za korzystanie z królewskich studni, ale takie jest cesarskie prawo. No to zlecimy to zewnętrznemu kanceliście.
- Całkiem niezły pomysł - Wasyl dał znak wielmoży, że może usiąść. - Cesarskie prawo, prywatna kancelaria... Może plebs pomyśli, że coroczne podwyżki to ich wina?
Zebrani rozmarzyli się przez chwilę. Ciszę przerwał głos Śmieciomistrza.
- A właściwie po co my to robimy?
- To taki chwyt - wyjaśnił Wasyl. - Gdyby ktoś chciał nasz majestat pozywać przed trybunał, będzie musiał sam pisma pisać. Żaden zatrudniony u nas kancelista tego nie zrobi, bo byłby to konflikt interesów. Dlatego do Zamku biorę te kancelarie, które pracują dla Unii. Na wszelki wypadek, gdyby temu zdrajcy od Niebieskich przyszło do głowy się ze mną procesować za słuszną krytykę jego wątpliwych dokonań.
Popatrzył z dumą na zebranych.
- Najjaśniejszy Pan jest genialny - Dowódca Straży wykazał się najlepszym refleksem. - Pieniaczom zostanie samoobsługa albo ten do-radca bursztynowy.
Wasyl uśmiechnął się pod nosem. Jego plan miał jeszcze jeden element. Zatrudniony na Zamku kancelista będzie mógł występować w jego prywatnych sprawach za najniższe stawki urzędowe, albo nawet całkiem za darmo. Odbije to sobie z nawiązką na hojnych zapłatach za rutynowe usługi finansowane z gryflandzkiego skarbca. W końcu kto królowi zabroni mieć królewski gest?
Ale o tym wielmożowie już nie musieli wiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz