niedziela, 15 marca 2015

Remanent

- To już postanowione - Wasyl popatrzył na zebranych. - Drugim Wojewodą mianowałem wieloletniego członka Stronnictwa Zielonych, który zasłużył się między innymi w kierowaniu Wyspą Rzemiosła. Oczywiście kiedy jeszcze istniała.

Sala tronowa zmieniła się tego dnia w salę obrad. Słudzy wynieśli wielki stół, a zamiast niego ustawili kilka rzędów ław. Zajęli je Zieloni - według pozycji w stronnictwie. Za klęcznikiem zaadaptowanym na mównicę stał Wasyl Niezłomny. Pełnił jednocześnie rolę głównego mówcy i prowadzącego zebranie.

- Ale przecież Wyspa Rzemiosła to była kompletna porażka! - odezwał się ktoś z tylnych rzędów.

Król spojrzał w jego kierunku, ale nie zdołał wyłowić autora wypowiedzi. Postanowił odłożyć to na później.

- Idea była słuszna - rzucił. - Kto mógł przewidzieć, że cesarz nie da złota na budowę mostu? A kierowanie Wyspą w takich warunkach wymagało nie lada umiejętności i wielkiego poświęcenia.

Wyspa Rzemiosła miała być miejscem, w którym powstaną kuźnie, stolarnie i inne warsztaty. Pomysłodawcy przekonywali, że dzięki ulgom w daninach zaczną tam ściągać bogaci zagraniczni przedsiębiorcy, a z nimi ich pieniądze. I Gryflandia stanie się krainą mlekiem i miodem płynącą. Ale już po kilku latach nikt się do autorstwa pomysłu nie przyznawał.

Pieniądze zamiast napływać wyłącznie wypływały. Kierownictwu Wyspy trzeba było płacić, chociaż nie pojawił się ani jeden chętny do zbudowania tam swojego warsztatu. Nie pomogło nawet całkowite zwolnienie z danin. Każdy zainteresowany znikał, gdy tylko się dowiadywał, że towary będzie musiał wozić łodzią na stały ląd, a warsztat musi postawić na palach, bo grunt jest podmokły.

Wasyl zastanawiał się przez pewien czas nad wprowadzeniem dopłat, ale ostatecznie podjął mniej kosztowną próbę ratowania sytuacji w tradycyjny sposób. Ulokował w specjalnie zbudowanych warsztatach kilku kupców złapanych przez gwardzistów na gościńcach. Niestety, nawet to nie pomogło. Okazało się, że piekarz potrafi z mąki robić nie tylko chleb, ale także okowitę. Ponieważ wśród strażników abstynentów nie było, a rzemieślnicy umieli pływać, pewnego ranka warsztaty znów stały puste. Po tym wydarzeniu projekt o nazwie „Wyspa Rzemiosła” ostatecznie upadł.

Król pamiętał to wszystko doskonale. Ale wiedział, że na sali nie znajdzie się nikt, kto zechce tę historię przypominać.

- To wszystko, co miałem wam do zakomunikowania - oznajmił. - Czy ktoś jeszcze ma jakąś sprawę, którą powinniśmy dziś omówić?

- Ja - powiedziała siedząca w pierwszym rzędzie Duszesa. - To właściwie drobiazg, symboliczny gest. Ale chodzi o oddanie sprawiedliwości ludowi, który przed wygraną przez nas elekcją daremnie się skarżył Radzie Unii na skandaliczne postępowanie byłej rektor Akademii. A ona strasznie gnębiła moich ludzi. Można powiedzieć, że się nad nimi znęcała psychicznie i fizycznie. Na przykład wykładowcę rachunków publicznie wytargała za włosy...

- Przecież on jest łysy jak kolano! - zdziwił się siedzący obok książę Igor.

- No sam widzisz, do czego się ta jędza posuwała i jakich metod używała. A Pomarańczowi wszystkie skargi odrzucali, że niby zmyślone. Wiem, że byłej rektor drugi raz zrzucić z wieży nie można, ale chodzi o prawdę.

- Jako przewodniczący Komisji Inkwizycyjnej zapewniam, że z tym nie będzie żadnego kłopotu - zajmujący miejsce w drugim rzędzie Naczelnik Hipodromu wstał, żeby go wszyscy widzieli. - Są trzy skargi, wszystkie uznajemy za słuszne. Mam już gotowe uzasadnienie...

- Jedno? - zapytał Wasyl. - No i czy nie trzeba jakichś świadków przesłuchać?

- Jedno, uniwersalne - z dumą wyjaśnił Naczelnik Hipodromu. - A świadków przesłuchała już poprzednia komisja. My tylko wyciągniemy wnioski. Sprawiedliwość musi być po właściwej stronie.

- Elementarne - podsumował Wasyl. - Nieważne, kto przesłuchuje, ważne, kto pisze protokół. Zamykam zebranie.

Nie ryzykował kolejnego pytania. Ktoś mógł mieć jeszcze jakąś sprawę, a zza drzwi do królewskiej komnaty doszła go kusząca woń pieczonej gęsi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz