- Jak tak dalej pójdzie, to się będą z nas śmiali w całym cesarstwie - perorował Wielki Koniuszy. - Pół roku od elekcji nie minęło, a my już dwóch rajców straciliśmy. Niedługo będą nas nazywać „Zielony Kołowrotek”!
- Nie desperuj, Koniuszku - łagodnie zwróciła mu uwagę Duszesa. - Na wasze szczęście macie mnie.
Wielki Koniuszy nie wyglądał na szczęśliwego. Pozostali też nie. Prezydent nerwowo bębnił palcami o blat, Przewodniczący siedział nieruchomo ze wzrokiem wbitym w dno cynowego kufla, a Pierwszy Wojewoda próbował zamieszać polewkę nożem. Nawet Wiceprezydent stracił gdzieś swój tradycyjny uśmiech.
Zespół Wizerunkowy tym razem zebrał się w poszerzonym składzie w karczmie „Pod Trębaczem”. Chodziło bowiem o to, żeby Wasyl Niezłomny poznał tylko wyniki rozmów, a nie ich treść.
Oczywiście sala została wcześniej dokładnie przeszukana. Członkowie Zespołu szczególnie uważnie wypatrywali nietoperzy. Paskudy były wprawdzie ślepe, ale każdy wiedział, że słuch mają doskonały. A poza tym z zagranicy napływały doniesienia o uwieńczonych sukcesem próbach podczepiania pod nie gnomów rejestrujących.
- Poza tym straciliśmy tylko jednego - kontynuowała Duszesa. - A i to z wymianą na innego Zielonego. Fakty. Zawsze powtarzam: trzymajmy się faktów.
- Fakty są takie, że plebs gada - odezwał się Wiceprezydent. - Jeśli pominąć słowa nawet w moim Stronnictwie uznawane za obelżywe, to gada o tym, że Zakład Termoforów rozdaje Zielonym prezenty. I że na tym traci, a za wszystko musi płacić prosty lud. To w złym świetle stawia również Niebieskich, chociaż z tą sprawą nie mamy nic wspólnego.
- Nie macie, akurat - zdenerwował się Przewodniczący. - Zapomniałeś, jakie stanowisko zajmowałeś w poprzedniej kadencji, zanim cię Najjaśniejszy Pan nie zwolnił dyscyplinarnie?
- Ale to ty jesteś szefem Zakładu Termoforów - przypomniał Wiceprezydent, dyskretnie macając się po pośladku, który wciąż go czasem pobolewał.
- Waszamaćpanowie, nie kłóćcie się w obecności damy - przypomniała o sobie Duszesa. - Musimy to ludowi wytłumaczyć w taki sposób, żeby zrozumiał to, co chcemy. Zrobimy tak: Przewodniczący wystąpi w królewskim komiksie i powie, że radny odda te 150 tysięcy dukatów z odsetkami. A komiksiarze wyjaśnią, że to znaczy, że Zakład Termoforów skorzysta, bo dostanie więcej niż dał.
- Kłopot tylko w tym, że nie dostanie - Prezydent przestał stukać w blat. - Nasi kanceliści mówią, że rajca będzie musiał oddać najwyżej połowę tego, co wziął. To się nazywa przedawnienie. Coś mi się widzi, że kłopoty, które zawdzięczamy szanownemu szefowi Termoforów, szybko się nie skończą.
- Kwoty zwrotów się utajni, a ty lepiej się zajmij swoim podwórkiem - odparował Przewodniczący. - Słyszałem, że wykopałeś w końcu tę naczelniczkę od nauk i igrzysk?
- Żadne „wykopałeś”, jesteśmy ludźmi cywilizowanymi - z dumą odparł Prezydent. - Rozwiązaliśmy umowę za porozumieniem stron.
Zebrani zachichotali.
- Wiem, wiem - roześmiał się Przewodniczący. - Tylko że mój kancelista załatwia takie rzeczy w ramach obowiązków, jednym zdaniem i dwoma podpisami na pergaminie. A wy podobno za napisanie tego dokumentu zapłaciliście osiem tysięcy dukatów w zagranicznej kancelarii...
- Zagraniczna, ale znana i u nas - odpowiedział Prezydent. - A sprawa była delikatnej natury, przecież chodziło o jedną z Pomarańczowych. Nie mogliśmy ryzykować podejrzeń o stronniczość.
- Oficjalny komunikat na ten temat jest już gotowy - wtrąciła się Duszesa. - Najważniejsze zdanie brzmi: „Ława Unii zamierza działać w oparciu o przepisy prawa, nawet jeśli sprawdzenie, czy są one stosowane, wiązać się będzie z dodatkowymi wydatkami”.
- Zaraz, czy ja dobrze rozumiem? - przebudził się Wielki Koniuszy. - Będziecie płacić zagranicznej kancelarii za to, żeby sprawdzała, czy stosujecie prawa, które macie obowiązek stosować? To jakaś wasza rodzina?
- Wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną - łagodnie upomniała go Duszesa. - Oczywiście z wyjątkiem Pomarańczowych. A przecież nie ze swojego będziemy płacić...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz