czwartek, 27 listopada 2014

Trzy kolory

Wasyla bolała głowa. Do rozwiązywania dwóch problemów na raz nie był przyzwyczajony. Przeklinał dzień, w którym zgodził się na wpisanie Duszesy na listę Stronnictwa Zielonych w elekcji do rady unijnej. Gdyby nie to, miałby dziś o połowę zmartwień mniej.

Drugi problem nazywał się „koalicja” i był efektem wyników elekcji. Okazało się bowiem, że lud wprawdzie kocha Duszesę, ale nie cały. I nawet nie tak bardzo, aby Stronnictwo Zielonych wzięło większość krzeseł w radzie. To zaś oznaczało, że dojdzie do tego, czego Wasyl Niezłomny nie znosił: władzą w Unii trzeba się będzie podzielić.

Wynik elekcji zresztą sam w sobie był skandaliczny. Na listach Stronnictwa Zielonych znaleźli się tym razem nawet sam król oraz Pierwszy Wojewoda - a mimo to zwycięstwo okazało się niewystarczające. Na dodatek najwięcej gałek zebrała Duszesa, o półtorej setki więcej niż Wasyl. Król czuł z tego powodu lekki niepokój, ale to zmartwienie postanowił odłożyć na później. Jak już poradzi sobie z dwoma pierwszymi.

W tym miejscu Czytelnikom należy się pewne wyjaśnienie. W Gryflandii stronnictwa, zwane również partiami politycznymi, miały nazwy wywodzące się od koloru piór zdobiących hełmy ich członków. Było to rozwiązanie nader praktyczne - przewroty dziejowe czy strącenie z pomnika dawnego bohatera nie demolowały sceny politycznej. Ludzie się zmieniali, partie trwały.

Obecnie w Gryflandii liczyły się trzy stronnictwa: Zielonych, Pomarańczowych i Niebieskich. Istniały jeszcze partie Czerwonych i Ecru (ta ostatnia tylko dla kobiet, bo żaden mężczyzna nie wiedział, co to za kolor), ale słowo „istniały” doskonale oddawało ich aktualne znaczenie. No i było też kilkoro wolnych strzelców.

W królestwie rządzili Zieloni. W ostatniej elekcji umocnili jeszcze wcześniej zdobytą władzę. W Unii rządy mieli dopiero przejąć, po znienawidzonych Pomarańczowych - ale ten plan powiódł się tylko częściowo. Zieloni zdobyli dziewięć z dziewiętnastu krzeseł. Sześć utrzymali Pomarańczowi, co świadczyło o tym, że nienawiść ludu nie rozróżnia kolorów. Cztery dostali Niebiescy.

Ciśnienie Wasyla zbliżało się do granic bezpieczeństwa na samą myśl, że będzie musiał się dzielić władzą z byłym Drugim Wojewodą, którego zaledwie trzy miesiące wcześniej kazał wyrzucić z zamku i poszczuć psami.

- Za łagodny byłem - mruknął do siebie. - Trzeba było nielojalnego gada oddać katu.

Zabębnił palcami o blat. Wyglądało na to, że sam nic mądrego nie wymyśli.

- Służba! - krzyknął. - Wezwać mi tu Kanclerza! Migiem!

Machinalnie wziął do ręki dwunastościan doradczy i ze złością rzucił go na stół. Zabawka odbiła się od kałamarza, zakręciła przez chwilę i zatrzymała. Na górnej ściance był napis: „Każdy łańcuch jest tak mocny jak jego najsłabsze ogniwo”. „No i co z tego?” - pomyślał Wasyl.

Oczekiwanie przedłużało się ponad miarę. W końcu jednak rozległo się delikatne pukanie.

- Wejść! - rozkazał Wasyl.

W drzwiach stanął Kanclerz. Trochę różowy, trochę blady - i mocno zasapany.

- Proszę o wybaczenie, Wasza Dostojność - wydyszał. - Malarzom skończyła się zielona farba. Ci durnie nie znają się na swojej robocie, zamiast malować krzesła naszych radnych siedzieli i dumali. Musiałem im pokazać, że wystarczy zmieszać niebieski kolor z żółtym, a wyjdzie zielony.

- Jak powiedziałeś, mój żółciutki? Znaczy złociutki? - poprawił się natychmiast. - Zmieszać niebieskie z żółtym, a wyjdzie zielone? Dziękuję, możesz odejść.

Wasyl uśmiechnął się szeroko, jak tylko on potrafił. W milczeniu patrzył na osłupiałego Kanclerza, wycofującego się w kierunku drzwi.

Czuł, że niepodzielna władza w Unii jest w zasięgu ręki. Dokładniej rzecz biorąc - w zasięgu królewskiego skarbca. Wszak każde dziecko wie, że łatwiej wyrwać deskę niż przewrócić płot. A żółtego w skarbcu nie brakowało...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz