niedziela, 30 listopada 2014

Duszesa na wieży

Nic nie zapowiadało, że piętnasta miesięcznica wypędzenia Duszesy z Akademii przebiegnie inaczej niż zazwyczaj. Obchody tradycyjnie zaczął hymn odśpiewany przez chórek „Próchno Grób”*. Po nim Duszesa miała stanąć w drzwiach Akademii, pozdrowić zebranych i z wdziękiem zejść do nich po schodach – tak jak owego pamiętnego dnia, kiedy Czarownica zza Wody* zajęła jej miejsce.

Pieśń się skończyła, jednak drzwi pozostały zamknięte. Przedłużającą się ciszę przerwał szczęk otwieranego okna. Dochodził z przybudówki w kształcie wieży, którą kazał dostawić pierwszy rektor Akademii. Psuła co prawda symetrię bryły budynku, ale można w niej było zakwaterować zasłużonego, potrzebnego szkole wykładowcę do czasu, aż zbudował własny dom.

W otwartym oknie pojawiła się Duszesa. Już od kilkunastu lat to ona mieszkała w wieży.

- Zamurowali mnie! - zawołała.

czwartek, 27 listopada 2014

Trzy kolory

Wasyla bolała głowa. Do rozwiązywania dwóch problemów na raz nie był przyzwyczajony. Przeklinał dzień, w którym zgodził się na wpisanie Duszesy na listę Stronnictwa Zielonych w elekcji do rady unijnej. Gdyby nie to, miałby dziś o połowę zmartwień mniej.

Drugi problem nazywał się „koalicja” i był efektem wyników elekcji. Okazało się bowiem, że lud wprawdzie kocha Duszesę, ale nie cały. I nawet nie tak bardzo, aby Stronnictwo Zielonych wzięło większość krzeseł w radzie. To zaś oznaczało, że dojdzie do tego, czego Wasyl Niezłomny nie znosił: władzą w Unii trzeba się będzie podzielić.

Skarbiec ludowy

Wielki Koniuszy siedział w poczekalni i kręcił młynka palcami. Po dwunastu latach piastowania różnych godności w pałacu cotygodniowa audiencja już go nie stresowała. No, najwyżej troszeczkę, tyle, co czekanie na przegląd zębów u znachora.

Siedzenie w poczekalni było nieodłączną częścią audiencji. Wasyl Niezłomny szanował czas poddanych i zawsze wyznaczał termin posłuchania z dokładnością do jednej minuty. Obowiązywało tu jednak wskazanie królewskiego czasomierza. Tego, który lud ofiarował mu na pierwszą rocznicę pierwszej elekcji.

niedziela, 23 listopada 2014

Prawda czwartego stopnia

Pałacowy zespół portretowy zebrał się w pełnym, trzyosobowym składzie.  Sprawa była najwyższej wagi. A do tego gardłowa.

- Witajcie - zagaił Pierwszy Wojewoda. - Nie muszę chyba przypominać, że nasza rozmowa nie może wyjść poza mury tej sali? Kanclerzu, referuj.

- Jak zapewne wiecie, okowita z naszej gorzelni nigdy nie była ceniona w sąsiednich królestwach - zaczął Główny Kanclerz. - Tutejsze źródła wypływają z pokładów siarki i to nadaje wodzie nieprzyjemny posmak, którego nie eliminują węglowe filtry i potrójna destylacja.

- Do rzeczy - upomniał go Wielki Koniuszy. - Chyba nie jesteśmy na kursie bimbrownictwa?

- Chodzi o księcia Igora. Wrogowie Najjaśniejszego Pana rozpuszczają pogłoski, że to przez niego okowita nie tylko paskudnie smakuje, ale ma też znacznie mniejszą moc.

czwartek, 20 listopada 2014

Przydomek

Wasyl, król Gryflandii, wyciągnął się wygodnie w fotelu tronowym. „Jak dobrze, że kazałem stare audiencyjne krzesło wymienić na to skórzane cudo z wysuwanym podnóżkiem” - pomyślał.

W gwarnym zwykle o tej porze zamku panowała błoga cisza - jak to w poniedziałek po roboczej niedzieli, która dla dworzan wypadała raz na cztery lata. Nie zawsze tak było, ten zwyczaj Wasyl wprowadził po pierwszej elekcji. Kosztowało to wprawdzie kilka ściętych głów, ale tylko za pierwszym razem. Jedną z ważnych cech dworzanina jest wszak dobrze rozwinięty instynkt samozachowawczy. Zdrowa większość natychmiast się zorientowała, że udział w elekcji jest wprawdzie dobrowolny, ale zaufani ludzie króla z łatwością mogą sprawdzić, kto wzgardził przywilejem wyrażenia poparcia dla umiłowanego władcy...