Początek kolejnych czterech lat królowania był dobry. A nawet lepszy. Przede wszystkim Kanclerza udało się zrobić prezydentem Unii - i wystawić na ostrzał z sąsiednich królestw, których Unia nigdy nie rozpieszczała. Dzięki temu zamiast knuć za plecami Wasyla musiał uważać na własne.
Król uśmiechnął się do swoich myśli. Wiedział, że dziurawe jak rzeszoto trakty na zachód i południe od Gryflandii tamtejsi wieśniacy będą już niedługo nazywali „Kanclerkami”. Nawet jeśli sami na to nie wpadną. W końcu nie po to dawał jeść wędrownym pieśniarzom, żeby śpiewali, co im ślina na język przyniesie.
Tym, że Kanclerz-Prezydent znajdzie w unijnym skarbcu dukaty na gruntowne remonty dróg w Kołbacji czy Dobrenii, Wasyl się nie martwił. Było coś, co dawało gwarancję, że nie znajdzie: Duszesa i jej drużyna. Duszesa dała Zielonym najwięcej gałek w elekcji - nawet więcej niż ukochany władca, co lekko kłuło jego miłość własną - ale było pewne, że przyjdzie za nie zapłacić. Stanowisko w trzyosobowej Ławie Unii to był dopiero początek...
Króla czasami dziwiła naiwność jego poddanych. Ale tylko czasami. Na przykład przy okazji petycji przyniesionej pewnego wiosennego dnia w minionej kadencji. Ci, którzy z nią przyszli, wyglądali, jakby naprawdę wierzyli w to, że Wasyl Niezłomny weźmie Akademię na swoje utrzymanie. Jak dzieci.
W takich sytuacjach można się było przekonać, że bycie królem to nie jest kaszka z mleczkiem. Wasyl tylko dzięki kilkunastoletniej praktyce zdołał powstrzymać rękę, która rwała się w górę z palcem wskazującym zgiętym do pukania w czoło.
Wzdrygnął się na samo wspomnienie.
- Co oni piją, że takie durnoty im do łbów przychodzą? - mruknął pod nosem. - Miałbym dać trzy tysiące grzywien rocznie na Akademię, żeby Pomarańczowi mogli za tyle samo remontować drogi w Kołbacji i Dobrenii na swoją chwałę? Gdybym nie wiedział, że to głupota, pomyślałbym, że spisek.
Z samą petycją Wasyl poradził sobie bez najmniejszego kłopotu. Zrobił to co zawsze, aby wilk był przekonany, że jest syty, a owca myślała, że jest cała. Powołał komisję do zbadania sprawy.
Tym razem to rozwiązanie nie wchodziło jednak w grę. Król potrzebował strategii - nie protokołów z zebrań.
Wrócił do analizy teraźniejszości. Najlepszą wiadomością z Unii było to, że Niebiescy dali się przekonać do sojuszu znacznie taniej niż się na to zanosiło.
- „Rozgrywka z nimi to nie żadna polityka” - Wasyl zanucił pod nosem starą pieśń. - „To wychowanie dzieci, biorąc rzecz en masse”.
Miał powody. Niebiescy mogli rządzić w Unii razem z Pomarańczowymi, ale zdecydowali się na poparcie władzy Zielonych. I nawet królewski skarbiec na tym nie ucierpiał. Wystarczyło im dać wiceprezydenta Ławy dla Drugiego Wojewody i wiceprzewodniczącego Rady Unii dla kolejnego rajcy oraz obiecać, że ich dwaj wysocy zamkowi urzędnicy nie stracą stanowisk.
Stawiało to Niebieskich w roli listka figowego dla Zielonych, Wasylowi dawało zaś czas na wypracowanie bardziej stabilnego rozwiązania. Tego jednak im mówić nie zamierzał. Podobnie jak tego, że wcale nie zamierzał wyrzucać naczelników, o których tak się martwili. Z prostego powodu: odpowiadali za sprawy, które nigdy nie pachniały najpiękniej, a teraz już zaczynały mocno cuchnąć. A niebieski kozioł ofiarny zawsze był lepszy od zielonego.
Wasyl trochę żałował, że ominęło go przedstawienie, jakie na drugie posiedzenie Rady Unii przygotował Wielki Łowczy. Znał je tylko z opowiadań.
Łowczy ponoć w ogóle nie stropił się tym, że Przewodniczący postanowił zamknąć listę kandydatów na Prezydenta po zgłoszeniu Kanclerza, którego zwycięstwo było przesądzone. Zaproponował swojego. Opisał go jako osobę zasłużoną dla Akademii i w ogóle unijnej edukacji. Drużyna Duszesy, która licznie stawiła się na posiedzenie, wydobyła zgniłe jajka i zepsute pomidory - w przekonaniu, że chodzi o byłą Wiceprezydent, najgorszego wroga ich patronki.
Gdy Drugi Wojewoda (bo to jego kandydaturę zaproponował Wielki Łowczy) wystąpił, aby powiedzieć, że się nie zgadza, było już za późno. Kilkanaście śmierdzących pocisków leciało w jego kierunku. Trafiło co najmniej dziesięć.
Wasyl wyobraził sobie żółtko zmieszane z pomidorową pulpą ściekające z wysokiego czoła Drugiego Wojewody i wybuchnął śmiechem. Korona, która zsunęła się na królewski nos zasłaniając oczy, przypomniała mu o strategii. I o akredytacji.
Wezwany do komnaty władcy Pierwszy Wojewoda zjawił się błyskawicznie. Tak jakby czekał w sąsiednim pomieszczeniu.
- Jak tam wynik elekcyjny drugiego człowieka w królestwie? - uprzejmie przywitał go Wasyl.
Wojewoda lekko poczerwieniał. Liczba zebranych przez niego gałek dobitnie pokazywała, że bez Wasyla kariery w polityce nie zrobi. Ale nie chciał, by mu to wypominano.
- Wyciągnę z tego wnioski, Najjaśniejszy Panie. Za cztery lata będzie lepiej.
- Właśnie po to cię wezwałem. Aby za cztery lata było lepiej, nie mogą nam się po pałacu pałętać podejrzane typy, które tylko czyhają na jakieś nasze potknięcie, żeby je potem przedstawić ludowi. Na dodatek ze złośliwym, wypaczającym prawdę komentarzem. Dlatego przekazywać ludowi informacje z pałacu będą mogli tylko sprawdzeni kronikarze.
- Wasza Mądrość, czy to nie jest sprzeczne z Drugą Poprawką? „Wszyscy obywatele Gryflandii są równi, zaś członkowie Stronnictwa Zielonych są w takim samym stopniu równiejsi od nie-członków”...
- Nie marudź. To kwestia strategii, czyli rzecz nie na twoją głowę. A poprawkę też można poprawić w razie czego. Pisz. To będzie mój pierwszy edykt w nowej kadencji.
Wojewoda wydobył pióro, pergamin i kałamarz, po czym usiadł przy stole dla służby.
- My, ze wszelkiej łaski Król Gryflandii Wasyl zwany Niezłomnym, niniejszym zarządzamy...
Edykt nr 1/A.D.1014
- Każdy obywatel Gryflandii ma prawo wejść do Zamku i uczestniczyć w zebraniach rozmaitych.
- Obywatel, który nie jest mieszkańcem lub pracownikiem Zamku, w celu skorzystania ze swojego prawa musi przy bramie okazać ważną akredytację.
- Akredytacje są wydawane bezpłatnie każdemu obywatelowi na jego życzenie.
- Przyznaną akredytację można odebrać wyłącznie osobiście w pokoju 22 na trzecim* piętrze Zamku w godzinach urzędowania.
- Bez ważnej akredytacji do Zamku mogą wchodzić tylko jego mieszkańcy i pracownicy.
* Uważny Czytelnik mógłby w tym momencie zwrócić autorom uwagę, że Zamek ma tylko dwa piętra. Jednak uważny Czytelnik zauważy również z pewnością, że w opisanym przypadku nie ma to żadnego znaczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz