Posiłki w gronie rodzinnym przy królewskim stole były dla Wasyla Niezłomnego czymś niezwykłym. Zwykle jadał sam. Wyglądało jednak na to, że będzie się musiał przyzwyczaić do towarzystwa.
Nie chodziło o to, że książę Igor wrócił ze szkół. Ten fakt, nawet w połączeniu z dorosłością, nie dawał mu żadnych uprawnień. Rzecz jednak w tym, że lud wybrał go do Rady Koronnej.
- Dostałeś dodatkowe punkty za pochodzenie, więc nie wyobrażaj sobie, że jesteś już wielkim politykiem - osadził syna Wasyl zaraz po ogłoszeniu wyników elekcji. - Koń Duszesy jest bardziej popularny niż ty. Na twoje szczęście nie wpisaliśmy go na listę.
Wejście Igora do Rady wiązało się jednak dla Wasyla z pewnymi niedogodnościami. Przede wszystkim musiał go dopuścić do stołu. Gdyby tego nie zrobił, w królestwie szybko rozniosłaby się wieść, że królewicza nawet własny ojciec nie traktuje serio. A taka opinia godziłaby wprost w powagę majestatu.
Drugi kłopot wiązał się z kwalifikacjami księcia Igora. A dokładniej z ich brakiem. Ulokowanie królewskiego syna na kierowniczym stanowisku w gorzelni nie niosło zagrożenia - za robotę wymagającą specjalistycznej wiedzy i tak odpowiadali jego lepiej wykształceni podwładni. Plotki o zastępczych studiach następcy tronu dzięki instrukcjom Duszesy udało się zdusić w zarodku. Teraz jednak pojawiła się realna groźba, że Igor wystąpi publicznie i pokaże ludowi wszystkie swoje przywary i przymioty. Wasyl nie mógł do tego dopuścić.
„Dawniej sprawa byłaby prosta” - rozmyślał. - „Ogłosiłoby się, że królewicz złożył śluby milczenia w podzięce za szczęśliwy powrót do ojczyzny. Na cztery lata, akurat tyle, ile trwał ostatni rok na uczelni. Ale teraz? Zaskoczą go gdzieś paparaci, zdenerwuje się, i nie tylko wylezie kot z worka, ale jeszcze będzie, że śluby złamał...”
Milczenie księcia było jednak jakimś rozwiązaniem, przynajmniej na początek. Dawało czas na podstawowe przeszkolenie go w publicznych wystąpieniach. Takie, aby nie odstawał specjalnie od innych rajców. A najlepszą okazją na udzielanie nauk była wspólna kolacja - gdy służba już się po zamku nie pętała i nie było ryzyka, że królewskie nauki dotrą do niepowołanych uszu. Taka jak dziś.
- Powiedz mi, mój synu, kiedy twoim zdaniem powinniśmy słuchać głosu ludu i spełniać jego wolę - Wasyl spojrzał na siedzącego po drugiej stronie stołu królewicza.
Igor przerwał dłubanie widelcem w sałatce z krewetek.
- To chyba oczywiste, ojcze. Wtedy, gdy lud się czegoś domaga. Jak na przykład teraz. Drużynowa Duszesy rozpowiada, że posiedzenia rady powinny się odbywać wieczorem, kiedy pospólstwo już skończyło pracę i może przyjść je oglądać. Myślę, że powinniśmy zrealizować ten postulat. W końcu nic nas to nie będzie kosztowało.
Wasyl zakrztusił się serdelkiem. Drużynowa Duszesy była znana w Gryflandii z dostarczania Akademii różnych drogich i całkowicie zbędnych gadżetów, takich jak kolorowe tabliczki z potrójnie złoconymi brzegami czy papier toaletowy z herbem szkoły (trzy razy droższy od zwykłego), ale póki Duszesa płaciła za to z kasy Unii, królowi to nie przeszkadzało. Tym bardziej, że do niedawna unijnym skarbcem rządzili Pomarańczowi i każde uszczuplenie go było królowi na rękę. Ale po przejęciu władzy przez sojusz Zielonych i Niebieskich kłopotów z tej strony się nie spodziewał.
- Której rady? Koronnej czy Unii?
- Obu.
Sprawa wymagała reakcji. Gdyby chodziło tylko o Radę Unii, byłoby można rozważyć opcję „władca słucha głosu ludu”. Ale król nie po to kazał zlikwidować ogrzewanie w urzędowym skrzydle zamku, żeby teraz spędzać w nim więcej czasu. Na dodatek po obiedzie. No i nie po to wymyślił akredytacje, żeby teraz mu się plebs w pałacu szarogęsił.
- Synu, to jest typowy przypadek, w którym należy wysłuchać głosu ludu i zrobić swoje - Wasyl znów spojrzał na królewicza. - Zamknij paszczę, i bez tego wiem, że nie rozumiesz. Po kolei. Czego chce lud?
- Brać udział w posiedzeniach rady?
- Brawo. A czego my nie chcemy?
- Żeby lud brał udział w posiedzeniach?
- Otóż to. A przypomnij mi, jaki rodzaj demokracji mamy w Gryflandii?
Tym razem milczenie Igora trwało trochę dłużej. Wysiłek umysłowy sprawił, że twarz księcia lekko pobladła. Wasyl zaczął się bać, że go przeciąży.
- Demokrację pośrednią?
- Będą z ciebie ludzie - król odetchnął z ulgą. - Mamy demokrację pośrednią, zwaną również przedstawicielską. A to oznacza, że władzę sprawują przedstawiciele ludu wybrani w wolnej i uczciwej elekcji. I nie po to są wybierani, żeby teraz w sprawowaniu władzy uczestniczyli wszyscy. Przecież nie będziemy posiedzeń Rady Koronnej robić na hipodromie.
Wasyl zawiesił głos na chwilę.
- Teraz uważaj. To, co powiem, musisz zapamiętać. Tak będziesz odpowiadał, jeśli ktoś zapyta, dlaczego nie chcemy umożliwić ludowi udziału w posiedzeniach rady: nie mamy nic przeciwko temu, żeby mieszkańcy Gryflandii przyglądali się obradom. Ale wyobraźmy sobie, że wszyscy naraz zechcą przyjść na posiedzenie. Przecież nie możemy wpuścić tylko niektórych, bo byłaby to dyskryminacja pozostałych. A w Gryflandii wszyscy obywatele są równi...
Igor szeptem powtarzał za Wasylem słowo po słowie.
- Dzięki ci, ojcze. Zapamiętam. Ale to oznacza, że nie spełnimy woli ludu?
- A skąd! Oczywiście, że spełnimy. Tylko po swojemu. Uczestnictwo będzie takie jak demokracja: pośrednie. Zresztą Rada Koronna praktykuje to już od dawna: demokratycznie wybrani przez nią kronikarze relacjonują ludowi posiedzenia. Specjalne komiksy robią. Teraz dostaną takie samo zlecenie od Rady Unii.
- Ale kronikarzom trzeba będzie dodatkowo zapłacić...
- No to co? - zdziwił się Wasyl. - Przecież nie z twojej czy mojej sakiewki, tylko ze skarbca. Podwyżka daniny będzie nieznaczna, nawet nie zauważą. A demokracja jest bezcenna.
„No i relacje są znacznie krótsze niż obrady, co też ma dla nas znaczenie” - kontynuował już w myślach. - „A kronikarze opłacani dwa razy drożej będą co najmniej dwa razy bardziej dbali o to, aby w skrótach nie znalazło się coś, co może się władzy nie spodobać. Dobrze wiedzą, że wolność słowa to mogą sobie uskuteczniać za swoje.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz