- Chciałbym, żeby poddani postawili mi pomnik - oznajmił Wasyl. - Ale tak sami z siebie, z wdzięczności. Albo nawet dobrowolnie.
Wielki Koniuszy zakrztusił się piernikiem. Próby wyrażenia niemego zdziwienia okazały się mało skuteczne. Duszesa skorzystała z okazji i pominęła zwyczajową kolejność wypowiedzi.
- Dobrowolnie? - z wdziękiem uniosła brwi. - Najjaśniejszy Pan jest pewien? Bo z uzyskaniem wyrazu wdzięczności nie byłoby najmniejszego problemu, ale dobrowolność bywa już kłopotliwa. A może drobny przymus jest jednak dozwolony? Taki tyci-tyci?
Wasyl Niezłomny zamyślił się na chwilę. Ściślej rzecz biorąc - postarał się, aby właśnie tak to wyglądało. W rzeczywistości chodziło o to, że w obecności Duszesy zawsze czuł się lekko speszony. Ale jako król nie mógł się przecież do tego przyznać.
Pociągnął solidny łyk Miodu Kazimierza*.
- Ani-ani - oznajmił zdecydowanie. - Ani przymusu, ani nawet perswazji. Jestem pewien, że coś wymyślicie. I to zaraz. Zanim Niebiescy zaczną zbierać na ten swój Pomnik Cesarza Na Koniu. Bo jak zbiorą, będziemy musieli go postawić. Chyba że nie będzie wolnego odpowiednio wyeksponowanego miejsca...
Spojrzał po kolei na każdego z obecnych. Duszesa zainteresowała się rysą na rodowym pierścieniu, Koniuszy zaczął z uwagą oglądać paznokcie, Prezydent uznał za konieczne natychmiastowe poluzowanie pasa. Ale Wicekról odpowiedział spojrzeniem. Wzrok Wasyla zmienił się w wyczekujący.
- Wasza Dostojność, rysuje mi się pewna idea - Wicekról uważnie dobierał słowa, bo wiedział, że wchodzi na grząski grunt. - Jego Ekscelencja jest wszak również obywatelem Gryflandii. Największym, najdostojniejszym, naj-naj-naj, ale jednak obywatelem. Można powiedzieć, najobywatelskim. To zaś czyni Najjaśniejszego Pana poddanym Najjaśniejszego Pana. Więc jeśli Wasza Wysokość sam z siebie postawi pomnik Waszej Wysokości, to będzie to wyraz wdzięczności poddanych, zgodnie z zasadą pluralis majestatis.
- A nie możemy tradycyjnie podwyższyć danin, żeby pospólstwo nie miało już nic dla Niebieskich? - Wielki Koniuszy czuł, że ostatnio nie ma dobrej passy i nieoficjalny tytuł Pierwszego Doradcy może przejść do kogoś innego. - Będą dwie pieczenie przy jednym ogniu.
Dobra passa była wciąż daleko od Koniuszego.
- Idea Wicekróla jest dużo lepsza - uciął Wasyl. - Widzę tylko jedno niebezpieczeństwo: na pewno jakiś plugawy pomiot przedstawi rzecz fałszywie. Zacznie rozpowiadać, że sami sobie pomniki stawiamy. Trzeba to dobrze przetłumaczyć poddanym.
- Z tym akurat nie będzie najmniejszego kłopotu - Duszesa znów miała okazję zabłysnąć i nie zmarnowała jej. - Wdrażamy właśnie projekt unijny o nazwie „Pan z okienka”. Polega na tym, że poddani przysyłają nam pytania, a my udzielamy odpowiedzi w orędziu wygłaszanym z pałacowego okna.
- Ale przecież to pożywka dla warchołów! - nie wytrzymał Koniuszy. - Jak powstrzymacie obrazoburcze treści?
Duszesa spojrzała na niego z politowaniem.
- A po co mielibyśmy je powstrzymywać? Czas orędzia jest ograniczony i na wszystkie pytania i tak nie zdążymy odpowiedzieć. Dlatego na początku będzie to, co najbardziej interesuje poddanych. O, na przykład coś takiego.
Wydobyła z rękawa kawałek różowego pergaminu. W komnacie zapachniało konwaliami. Duszesa pokazała liścik wielmożom.
„Jak Najmilsza Pani to robi, że wszystko jest świetnie zrobione? Pyta zawsze wierna Wojasia z całą drużyną.”
Wielmoże pokiwali z uznaniem głowami.
- Znakomicie - ucieszył się Wasyl. - Łaskawa Pani wystąpi i odpowie na pytanie ludu o pomnik, rozwiewając wszelkie wątpliwości.
- Myślałam, że Wasza Miłość zechce uczynić to osobiście... - stropiła się Duszesa.
Wielki Koniuszy nie przegapił możliwości niewielkiego rewanżu.
- Rycerskość Najjaśniejszego Pana jest znana na całym świecie. Damy mają zawsze pierwszeństwo.
Wasyl z aprobatą pokiwał głową. „A jak ktoś z tłumu spróbuje czymś rzucić w mówcę, to królewski majestat nie ucierpi” - dokończył w myślach.
* Miód Kazimierza był mieszanką Tytanowej Białej (w pałacu oczywiście tylko z dokładnie przetestowanej serii) i słodzonej wody. Recepturę opracował jeden z najbliższych współpracowników Wasyla Niezłomnego jeszcze w czasach, gdy król był zwykłym kapslowym w gryflandzkiej gorzelni. Ale pamięć o tym, kto to był, zginęła gdzieś w zamkowej izbie tortur.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz