- Chciałbym, żeby poddani postawili mi pomnik - oznajmił Wasyl. - Ale tak sami z siebie, z wdzięczności. Albo nawet dobrowolnie.
Wielki Koniuszy zakrztusił się piernikiem. Próby wyrażenia niemego zdziwienia okazały się mało skuteczne. Duszesa skorzystała z okazji i pominęła zwyczajową kolejność wypowiedzi.
- Dobrowolnie? - z wdziękiem uniosła brwi. - Najjaśniejszy Pan jest pewien? Bo z uzyskaniem wyrazu wdzięczności nie byłoby najmniejszego problemu, ale dobrowolność bywa już kłopotliwa. A może drobny przymus jest jednak dozwolony? Taki tyci-tyci?
Wasyl Niezłomny zamyślił się na chwilę. Ściślej rzecz biorąc - postarał się, aby właśnie tak to wyglądało. W rzeczywistości chodziło o to, że w obecności Duszesy zawsze czuł się lekko speszony. Ale jako król nie mógł się przecież do tego przyznać.
Pociągnął solidny łyk Miodu Kazimierza*.
- Ani-ani - oznajmił zdecydowanie. - Ani przymusu, ani nawet perswazji. Jestem pewien, że coś wymyślicie. I to zaraz. Zanim Niebiescy zaczną zbierać na ten swój Pomnik Cesarza Na Koniu. Bo jak zbiorą, będziemy musieli go postawić. Chyba że nie będzie wolnego odpowiednio wyeksponowanego miejsca...