czwartek, 26 grudnia 2024

Pod wozem


Przed karczmą „Pod Trębaczem” strzeliły fajerwerki. W drzwiach stanął Wielki Koniuszy z prawie pustym kuflem w dłoni.

- Zwycięstwo! – ryknął.

Lekko zygzakując podbiegł do Kastora, który jeszcze dzień wcześniej był zwykłym kowalem. I gruchnął przed nim na kolana.

- Niech żyje król!!! – ryknął jeszcze głośniej. – Króluj nam wiecznie, nasz Kastorze, nasz Odnowicielu! A ja będę twoim Polluksem!

- Chyba haluksem – mruknął pod nosem Kastor. – Nie bądźmy w gorącej wodzie kąpani – dodał już głośno. – Jak mnie nazwałeś? Odnowiciel? Całkiem niezły pomysł. Tak mnie należy od dziś tytułować.

- Ja mam wiele niezłych pomysłów – wyprężył pierś Wielki Koniuszy. – Na pewno ci się przydam, Najjaśniejszy Panie.

- Z pewnością – Kastor poklepał dostojnika po policzku.

„A do czego i w jakim charakterze, to się jeszcze zobaczy” – pomyślał.

***

Wasyl siedział przy stole w Sali tronowej i w zamyśleniu patrzył w płomienie tańczące w kominku. Z ciemnego kąta komnaty dobiegało ciche chlipanie.

- Mówiłem, że tron powinien być dziedziczny! – dla podkreślenia swoich słów uderzył pięścią w stół. – Ale wszyscy się przy kolejnej elekcji uparli! Że niby demokratyczny mandat silniejszy od tego z urodzenia. No to macie. Nawet w moich rodzinnych Rybołowach dostaliśmy łomot!

Chlipanie przeszło w szloch.

- No wyłaź już stamtąd – rzucił. – I przestań beczeć. W życiu tak bywa, raz na wozie, raz pod wozem. I przecież tak całkiem nie opuszczamy zamku. A przynajmniej ja nie opuszczam…

Z kąta wysunęła się Przyboczna. Szybkim ruchem wytarła rozmazany makijaż.

- Rozkażesz coś, Najjaśniejszy Panie? – zapytała.

- Nie jestem już Najjaśniejszym Panem, tylko zwykłym rajcą – podkreślił Wasyl. – Więc to nie rozkaz. To prośba.

Zdjął z głowy koronę i wręczył ją lekko osłupiałej Przybocznej.

- Zanieś ją, proszę, do skarbca. I dobrze schowaj, żeby jej trochę poszukali. Może nawet ogłoszą, że ją ukradliśmy? A my wtedy będziemy mogli już na początku pokazać, jakie z nich kłamliwe plemię…

Przyboczna wybiegła z komnaty, cichutko zamykając za sobą drzwi. Wasyl sięgnął po kielich z resztką wina.

„Dobrze, że zadbałem w porę o królewskie posiadłości” – pomyślał. – „W końcu szeregowy rajca też zasługuje na saunę i nową karocę. A skoro już za nic nie odpowiadam, to mogę moim byłym poddanym obiecać wszystko. Niech się nowa władza tłumaczy, dlaczego nie może dać każdemu nowej chaty. Jak się jest pod wozem, to łatwiej wpychać kij w szprychy…”

***

Czytelnikom należą się tutaj pewne wyjaśnienia, a raczej uzupełnienia. Od opisywanych ostatnio wydarzeń upłynęło bowiem sporo wody w gryflandzkich rzekach. I sporo się zmieniło.

Wasyl wprawdzie wygrał elekcję, ale nie przyszło mu to łatwo. Pokonał konkurentów o zaledwie pięć gałek. Na dodatek zwycięstwo okazało się pyrrusowe: Zieloni musieli się podzielić władzą z Pomarańczowymi. Taki sojusz oznaczał, że od tej pory każdy sukces ma dwóch ojców, a winny każdej porażki jest tylko jeden.

Druga część kadencji była jeszcze trudniejsza. Króla zaczęli opuszczać wielmoże. Jako pierwszy buławę rzucił Wielki Koniuszy. Zrobił to, gdy Wasyl ogłosił, że nie zamierza ani abdykować, ani rezygnować z kolejnej walki o koronę. Po odejściu założył własne stronnictwo, Turkusowe.

W jego ślady poszli inni i sojusz Zielonych z Pomarańczowymi stracił większość w Radzie Koronnej. Rada przestała podejmować decyzje, które mogły przysporzyć głosów królowi. Ubocznym efektem był też brak dukatów na kampanię elekcyjną Wasyla.

Ostatecznie do walki o koronę stanęło trzech kandydatów: Wasyl, Wielki Koniuszy i Kastor, miejscowy kowal. Zaszczytne trzecie miejsce w pierwszej turze zajął Koniuszy – najprawdopodobniej dlatego, że lud miał kłopot z odróżnieniem turkusowego i zielonego.

W dogrywce król musiał nie tylko znieść dyshonor walki z kowalem, ale jeszcze przełknąć gorycz porażki. Resztę już znacie.

Ale tak to już bywa w życiu. Coś się kończy, coś się zaczyna.

___

Obrazek wygenerowany przez AI

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz